- Musiałam w końcu podjąć jakąś decyzję – mówi Anka - Nie mogłam żyć dłużej w zakłamaniu i udawać, że wszystko jest w porządku. Wychowywałam się w tradycyjnym, polskim domu i wszystko co odbiegało od katolickich norm, było w nim wrogie i niedopuszczalne.
Jej matce nie mieściło się w głowie, żeby dwudziestoletnia kobieta jaka była przed wyjazdem, nie spotykała się z mężczyznami i nie dążyła do wyjścia za mąż. Anka zaś nie umiała powiedzieć, że faceci ją nie obchodzą. Że myśli wyłącznie o kobietach i to z nimi miewa seksualne fantazje.
Postanowiłam wyjechać w nieznane
Wiedziała, że wyjazd do innego miasta nic nie da. Wszędzie będzie traktowana jak trędowata i wytykana palcami z komentarzem "lesba" Jeszcze w dodatku ta atmosfera w Polsce, gdzie wszystkich o odmiennych preferencjach seksualnych, traktuje się jak ludzi drugiej kategorii.
- Kupiłam bilet do Birmingham w Anglii. Miałam tam kilkoro znajomych, którzy obiecali mi pomoc. Język znałam doskonale, więc nie uważałam, że nie powinnam mieć problemów ze znalezieniem pracy. Spakowałam jedną walizkę i poleciałam. Od samego początku wiedziałam, czego oczekuję od życia – mówi Anka.
Na początek zatrudniła się w fabryce opakowań kartonowych. a pod swój dach przyjęli ją znajomi Basia i Maciek. Po trzech miesiącach wynajęła sama małe mieszkanko. Znalazła lepiej płatną pracę w zakładzie tapicerek samochodowych. Miała kilka luźnych, nic nie znaczących związków. Dopiero po roku poznała Sandrę. Rodowitą Angielkę, pochodzącą z Yorku. I to było to.
- Wtedy zebrałam się na odwagę, żeby wyznać matce prawdę – mówi Anka. - To była straszna rozmowa, matka powiedziała, że zhańbiłam rodzinę, że to wstyd przed ludźmi i znać mnie nie chce. Dosłownie mnie wyklęła, powiedziała, żebym nie wracała do domu.
Anka starała się nawet to zrozumieć. Jej matka dostała tak tradycyjne wychowanie i wie tak mało o homoseksualizmie, że chyba nie mogła zachować się inaczej.
- To musiał być dla niej szok – mówi Anka. - Wiedziałam, że jej też nie jest łatwo.
Czas się ustatkować
Z Sandrą było im ze sobą bardzo dobrze. Po dwóch latach wspólnego życia, doszły do wniosku, że obie potrzebują dziecka. Nie adoptowanego, ale urodzonego przez którąś z nich. Przez którą? - wypadło na Ankę. Wybrały in vitro z nasieniem pochodzącym z banku plemników. Udało się za pierwszym strzałem.
- Ja w międzyczasie zapisałam się na kurs ratowników medycznych. Coś podobnego jak nasze studium pomaturalne, tylko trwa przez rok. Dobrze się złożyło, bo egzaminy zdałam przed porodem. Zdobyłam angielski zawód medical rescuer. Zadzwoniłam też do swojej matki – mówi Anka. - Za czwartym razem się zgłosiła. Masz pojęcie? Przez trzy lata nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Powiedziałam jej, że będzie miała wnuka. Na całe szczęście, nie zapytała z kim. Powiedziała tylko - jak urodzisz to przylecę
Jasiek Wędrowniczek
Jasiek urodził się 14 lutego w Walentynki. Był owocem miłości dwóch mam, Anny i Sandry.
- Pewnie dla niektórych te słowa wydadzą się dziwne, ale tak było faktycznie. Zajmowałyśmy się nim na zmianę z tym, że tylko ja karmiłam, dopóki miałam czym – mówi Anka. - Jasiek przechodził z rąk do rąk. Raz był u mnie, raz u drugiej mamy. Taki mały Johny Walker, jak go nazwała Sandra.
Babcia przyleciała, kiedy jej wnuk skończył trzy miesiące. Anka obawiała się tego spotkania, ale niepotrzebnie. Matka pogodziła się w końcu z tym, że jej córka chodzi własnymi ścieżkami. Nawet obecność jej partnerki, nie zrobiła na niej większego wrażenia.
- Kiedy byłyśmy same, powiedziała tylko, że ona mnie oceniać nie będzie. Bóg nas wszystkich osądzi – mówi Anka. - Kiedy odprowadziłam ją na lotnisko, zaprosiła nas na wakacje do siebie. Uściskałyśmy się na pożegnanie. I wiesz co? To był mój drugi sukces, bo pierwszym był Jasiek. Teraz byłam pewna, że dobrze zrobiłam
Czasem trzeba umieć przegrać
Kiedy Jasiek skończył trzy lata, Sandra usiadła przy Ance i wprost jej oświadczyła, że odchodzi. Zakochała się w innej dziewczynie. Nie zostawi jej samej z Jaśkiem i będzie mi pomagała, ale z Anką już nie zostanie. Kiedy trzeba będzie zajmie się Jaśkiem
- To był szok, kiedy ułożyło się matką, następny cios. W miarę szybko się otrząsnęłam, przecież zostałam matką samotnie wychowującą dziecko. Rozpoczęłam pracę w szpitalu na pół etatu – mówi Anka. - Jasiek poszedł do przedszkola, własnoręcznie odnowiłam mieszkanie, postanowiłam, że muszę dalej żyć dla synka.
Jest warto żyć w zgodzie ze sobą
Jasiek rośnie jak na drożdżach. Anka co roku przyjeżdża z nim do matki. Wie, że oficjalna wersja rodzicielki jest taka, że z mężem się córce nie ułożyło.
- Machnęłam ręką, wiem że mama nigdy mojego homoseksualizmu nie zaakceptuje do końca, a już na pewno nie przed ludźmi – mówi Anka. - Najważniejsze, że miłość do wnuka przełamała lody i i to zwyciężyło jej uprzedzenia.
Anka długo była sama, ale w końcu znalazła nowy związek. Jest z lekarką ze szpitala, w którym pracuje. Były razem w Polsce, oczywiście oficjalna wersja była taka, że Anka przyjechała z koleżanką.
- Z perspektywy mojej nowej ojczyzny mnie to zwyczajnie śmieszy – mówi Anka. - Ale Polska jest, jaka jest. Ja wiem, że tu nie miałabym życia. Tam jestem wolna, choć na emigracji. Ale żyję w zgodzie ze sobą, nie muszę się ukrywać. Więc warto było wyjechać i zawalczyć o siebie.
Imiona zostały zmienione.