Miłość ze studniówki
Poznali się na studniówce Beaty. Kończyła liceum ekonomiczne, miała być księgową. Zygmunt przyszedł przypadkiem, jego cioteczna siostra nie miała chłopaka. Był co prawda o dziesięć lat starszy od maturzystów, ale nie widział w tym problemu.
- Pamiętam jak dziś, gdy ją ujrzałem, dla mnie to była piękność, kruczoczarne włosy, grzywka, modna mini spódnica i biała bluzka z falbanami – mówi Zygmunt - Beata przyszła z chłopakiem, nieopierzonym uczniem technikum, który próbował udawać dorosłego i upił się przemyconą wódką.
On jej pomógł wyprowadzić delikwenta na dwór by doszedł do siebie. Od słowa do słowa, dowiedział się, że jest wolna a pijany kolega to tylko figurant. Tak zaczęli się ich spotkać. Po maturze ona znalazła pracę w banku. Potem wzięli ślub.
Wszystko szło dobrze, pierwsze mieszkanie w bloku, pierwsze dziecko, potem działka pod miastem, mały fiat i wczasy nad morzem. Nigdy nie czuli biedy, choć żyli skromnie, ale oboje potrafili z niczego zrobić coś. On majsterkował, ona robiła przetwory, oboje jeździli na grzyby, uprawiali warzywa i owoce na działce. Wychowywali zgodnie syna i córkę, czasami wybierali się na zakładowe wycieczki czy wyjazdy do teatru. Bywali na dancingach i zakładowych potańcówkach z okazji Sylwestra i Andrzejek. Byli dobranymi tancerzami, bawili towarzystwo. Nie sprzeczali się, czasami przekomarzali żartobliwie. On zawsze ją adorował, mówił do niej Beatko, a ona do niego Zygo.
Życie jak w piosence
- Jest taka piosenka Wodeckego, „Z tobą chcę oglądać świat, wśród wysokich błądzić traw wtedy to wszystko to, to co widzę, czuję naprawdę jest” – cytuje Zygmunt – I tak właśnie było. Nawet te szare, czasami smutne chwile, miały jakiś sens, jak byłem z nią. Nawet jak się kłóciliśmy, to w końcu było wesoło. Beata gdzieś usłyszała, że wtedy trzeba klękać i się awanturować na kolanach. No kto by wytrzymał taką klęczącą kłótnię z poważną miną. Raz tak zrobiliśmy i wybuchliśmy śmiechem, że nam odbija. Potem wystarczyło nam na siebie popatrzeć jak zaczynaliśmy o coś się sprzeczać i spytać „klękamy?”. Następował rozejm.
Beata była szczupła i powszechnie uważana za okaz zdrowia. Dużo się ruszała, była aktywna społecznie. Zygmunt oddawał się pracy na działce, domek, rośliny i drzewa, to jego konik.
Czas mijał, dzieci podrosły, poszły na swoje i zostali we dwoje. Zaczęły się rozmowy o przemijaniu i o planach na potem. Beata zawsze martwiła się o męża. Bała się, że starszy od niej o dziesięć lat Zygmunt odejdzie pierwszy, a ona zostanie sama.
- Dlatego starałem się żonę zabezpieczyć, odkładaliśmy pieniądze na starość, przepisałem jej wszystko w testamencie – opowiada Zygmunt – A tu nagle dowiedzieliśmy się, że Beata ma raka trzustki. Do głowy by nam nie przyszło. Nie narzekała, jak jej stan się pogorszył, zrobiła badania, to był dla nas szok. Nowotwór był tak zaawansowany, że nie dało się z tym nic zrobić. Tylko uśmierzyć ból. Byłem przy tym jak odeszła. Trzymałem ją za rękę. Tylko tyle mogłem zrobić.
Gdy runie cały świat
Gdy Beata umarła, pierwszą reakcją jej męża była pustka.
- Byłem odrętwiały, potem przyszła złość na lekarzy, na Boga, a nawet na Beatę, że nie zauważyła wcześniej tego raka! – opowiada Zygmunt – Ileż ja bym dał, aby wróciła. Byłem bezsilny, opuszczony. Najgorsze jednak bywały noce. Najpierw był lęk, przed życiem bez niej. Stałem się bezradny jak dziecko. Chodziłem przygnębiony, bez celu i sensu. Leżałem w ciemnym pokoju. Nawet telewizora nie chciało mi się nastawić. Potem przyśniła mi się Beata, kazała iść na działkę i podlać kwiatki, bo wyschły. Poszedłem i one faktycznie ledwie żyły! To był znak. Zrozumiałem, że Beata nie odeszła, jest ze mną i się mną opiekuje. Z chęcią szedłem spać w nadziei, że znowu przyjdzie i porozmawiamy.
Jak twierdzi Zygmunt, często tak bywało. Tak się przyzwyczaił do myśli, że ona jest stale przy nim, że zaczął regularnie rozmawiać z żoną nawet na ulicy. Ludzie się czasami dziwnie patrzyli.
- Ale to nie zmniejszyło mojej tęsknoty – mówi Zygmunt - Nie mam ochoty na jedzenie, nic już tak nie smakuje, jak z jej rąk. Ona dla mnie gotowała z sercem. Na szczęście przynajmniej mam gdzie chodzić, codziennie ją odwiedzam na cmentarzu, palę świeczkę, czyszczę grobowiec aby jej się ładnie leżało. Siedzimy tak sobie obok i rozmawiamy. Wiem, że moja Beatka za mną tęskni i czeka. Ja też chciałbym do niej dołączyć. Tu już nic po mnie, co miałem zrobić, zrobiłem, dzieci mają dobre życie. Ona mnie potrzebuje, a ja jej. Chciałbym już do niej dołączyć.