Najstarszy syn Teresy, Witek, mieszka w Holandii. Jest programistą, samotnikiem. Do Polski przyjeżdża rzadko, choć to wcale nie jest daleko.
- Nawet na święta nie chce zaglądać – mówi Teresa. - Dzwoni od czasu do czasu, tyle mam z nim kontaktu.
Marta - średnia córka, ma wielkie aspiracje. Dobrze z mężem zarabiają, kupili domek w Bieszczadach. Jeżdżą tam przy każdej okazji. Ale czy Święto Zmarłych to czas odpoczynku? Teresa ma wątpliwości. Jest jeszcze najmłodszy Marek, mieszka z żoną i dziećmi w Warszawie. Tłumaczy matce, że nie będzie do niej jeździł, kiedy są największe korki.
Dla naszej rodziny groby były święte
Teresa wspomina swoje dzieciństwo i wyjazdy na groby do babci. Dziadek już nie żył, w tym samym grobie leżeli pradziadkowie, niedaleko siostra babci. Jeździło się dwa dni wcześniej, żeby wszystko elegancko pomyć, ustroić, żeby na Wszystkich Świętych było elegancko.
- Mama jeździła ze mną i z siostrą, tata jechał do swoich rodziców – opowiada Teresa. - Przyjeżdżał wieczorem 1 listopada. Na Zaduszki jechaliśmy do drugiej babci.
Obie z siostra uwielbiały te wyjazdy. Do babci jeździły na wakacje. Była okazja do spotkań z kolegami z sąsiedztwa, wieczorne wyprawy na roziskrzony światełkami cmentarz. Lubiły pomagać przy strojeniu grobów, Teresa do dziś kocha zapach świeżych chryzantem.
Kiedy więc miała już swoje dzieci, z nimi jeździła na groby. Babcia potem umarła i spoczęła koło dziadka. Jeździli cała rodziną, z matką, siostrą i jej dziećmi.
- Już tylko na jeden dzień – dodaje Teresa. - Ale od małego tłumaczyłam dzieciom, że pamięć o przodkach jest bardzo ważna.
Zostałam sama jak palec
Mąż Teresy odszedł nagle, niby był chłop – zdrowizna, ni stąd, ni zowąd, pokonał go zawał. Teresa została w domu sama, bo dzieci już dawno poszły na swoje. Ale sądziła, że ten dzień – 1 listopada, tak dla niej ważny, nadal będzie spędzać w rodzinnym gronie. No i w końcu to przecież grób jej dzieci ojca.
- Nic bardziej mylnego, przyjechali tylko raz, zaraz po śmierci męża – mówi Teresa. - Potem zaczęły się wymówki.
Od ładnych kilku lat Teresa więc sama chodzi na cmentarz. Kwiaty pomaga zawieść syn sąsiadki i Teresie jest przykro, bo to jej dzieci powinny z tymi kwiatami pojechać.
- Ale dla niech to nie jest ważne – mówi Teresa. - Ja słyszę tylko, że to przeżytek, to „stadne łażenie na groby”. Że zmarłych trzeba mieć w sercu.
Teresa dobrze wie, że trzeba, w swoim ma miejsce dla wszystkich bliskich, których już w tym życiu nie spotka. Nie zmienia to faktu, że dla niej 1 listopada jest dniem specjalnym. Pełnym zadumy, oddaniem szacunku przodkom, chwilą na wspomnienia o najbliższych, którzy już odeszli.
Nie zawracaj mamo głowy
Czasami Teresa siada i myśli o swoich dzieciach. Najbardziej nie rozumie córki, bo to przecież też kobieta i w dodatku już ma własne dzieci. Przecież widziała, jak było w domu, jak zawsze celebrowano Wszystkich Świętych.
- Kiedyś mi powiedziała, że dla niej te wyprawy na cmentarz to był horror – mówi Teresa. - Że nie lubiła tych peregrynacji, tego tłoku, tego ubierania grobów. Tłumaczyłam jej, że to ważny dzień, że ludzie wspominają swoich zmarłych.
Ale córka powiedziała, że zmarłych można wspominać codziennie. I ilekroć Teresa mówiła, żeby córka z nią poszła na cmentarz we Wszystkich Świętych, to słyszała, „nie zawracaj mi głowy, mamo”. Teraz Marta zabiera dzieci i jadą do tego domku w Bieszczady.
- Żeby odpocząć, nacieszyć się przyrodą – mówi Teresa. - Tak jakby akurat w ten dzień musieli to robić.
Witek, wiadomo, żyje sam i zdziwaczał przy tych swoich komputerach. Marek też nie przyjeżdża. Bo korki, bo wszędzie tłumy, a oni wolą w domu posiedzieć i pooglądać telewizję.
- Ja tego kompletnie nie rozumiem, tego co się teraz dzieje z młodymi – mówi Teresa. - Kiedyś to było nie do pomyślenia.
Jak ja ich wychowałam?
Nie rozumie też, jak do tego doszło, że jej dzieci są takie obojętne. Również wobec własnej matki, bo dla niej to przecież ważne święto. Nie tak uczyła, nie taka była w domu tradycja.
- Co źle zrobiłam, czemu nie są jak choćby dzieci sąsiadki, które z nią razem chodzą na cmentarz? - sama siebie pyta Teresa.
Więc w tym roku, jak zwykle, postoi nad grobem samotnie, zapyta męża, dlaczego tak wyszło. Zje sama obiad patrząc się w okno, może obejrzy coś w telewizji.
- Nie tak to miało być, nie wiem, jak ja ich wychowałam – mówi Teresa smutno.