Krystyna była rozwódką, kiedy poznała Mariusza. Wtedy myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Były mąż zostawił ją dla innej kobiety i od dziesięciu lat, samotnie wychowywała dwóch synów. Kiedy poznała nowego partnera, Piotrek miła 15 lat, a Jacek 13. Krystyna miała też problemy z pracą, ponieważ w miasteczku w którym mieszkała, nikt nie chciał jej zatrudnić na stałą umowę. Mariusz miał w jej życiu wszystko odmienić, miała rozpocząć nowe, inne życie.
Gdzie ty, tam ja
Krystyna Mariusza poznała przez Internet. Dużo ze sobą rozmawiali, opowiadali sobie o własnym życiu, problemach i radościach. Mieszkali w różnych miasteczkach, ale oddalonych od siebie tylko o 40 kilometrów. Mariusz pierwszy zaproponował spotkanie i Krystyna chętnie się na nie zgodziła. Od pierwszej chwili spodobał się Krystynie. Był szarmancki, uprzejmy i dużo o sobie opowiadał. Mariusz również był rozwodnikiem. Mieszkał ze swoją mamą. Miał dwie córki, które mieszkały z żoną, o której Mariusz opowiadał najgorsze rzeczy. Pracował jako ochroniarz. Taka była wersja Mariusza, kiedy opowiadał Krystynie o sobie
- Spodobał mi się. Nie należał do tych facetów, którzy na pierwszej randce chcą kobietę zaciągnąć do łóżka. Dużo ze sobą rozmawialiśmy. I on i ja szukaliśmy przystani i wydawało mi się, że to właśnie jest ten, który zapewni mi spokój i bezpieczeństwo. Chłopcy też Mariusza polubili. Często grał z nimi w piłkę, zabierał ich na spływy kajakowe. Na tydzień zabrał nas nad morze, tam poznałam jego córki. Zaskoczyło mnie to, że pomiędzy nimi a Mariuszem, nie było widać żadnej więzi - i wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka, ale niestety, nie zapaliła się. Pomyślałam, że córki może źle się czują w naszym towarzystwie. - opowiada Krystyna
Po owocach go poznacie
Po pół roku znajomości, Mariusz poprosił Krystynę o rękę i ona oświadczyny przyjęła. Zamieszkali razem w wynajmowanym przez Krystynę mieszkaniu. Mariusz do pracy dojeżdżał do rodzinnego miasta. Po trzech miesiącach wspólnego mieszkania wzięli ślub. Na ślubie byli tylko oni i ich świadkowie. Nikogo ani z rodziny Krystyny, ani Mariusza nie było. Wynajęli większe mieszkanie, ponieważ kawalerka, którą wynajmowała Krystyna, była za mała na powiększoną rodzinę. Wzięli też kredyt na jego remont. Na życzenie Mariusza Krystyna zerwała kontakty ze znajomymi. Mariusz zlikwidował swój profil w mediach społecznościowych i przekonał do tego też Krystynę. Twierdził, że źli ludzie będą im dokuczać. Że nie ma sensu kłóć ich w oczy swoim szczęściem. Wtedy powinna Krystynie zapalić się druga czerwona lampka, ponieważ ona nie miała nic do ukrycia. Krystyna zaszła w ciążę.
- Dopiero, kiedy byłam w piątym miesiącu ciąży, mąż zaczął pokazywać prawdziwe oblicze. Byli wtedy u nas w gościach sąsiedzi. Siedzieliśmy przy stole, rozmawiali, żartowali. Panowie pili wódeczkę, a ja z sąsiadką objadałyśmy się słodkościami. W pewnym momencie sąsiad powiedział, że ładnie wyglądam w ciąży i gdyby Mariusz się nie sprawdzał, to on go chętnie zastąpi. We trójkę potraktowaliśmy to jako dobry żart. Mariusz nie i kiedy poszłam do łazienki, wszedł za mną, zamknął drzwi i po raz pierwszy mnie uderzył, mówiąc mi, że nie życzy sobie takich żartów. Sąsiadom wtedy powiedziałam, że poślizgnęłam się i uderzyłam w wieszak na ręczniki - mówi Krystyna
Nie wszystko złoto co się świeci
Krystyna urodziła trzeciego syna, Tymka. Mariusz w międzyczasie stracił pracę. Zwolnili go za to, że kilka razy nie zgłosił się na stanowisko, w ostatniej chwili informując pracodawcę, że źle się czuje. Znalazł zajęcie w miasteczku, gdzie mieszkali, a właściwie Krystyna mu znalazła pracę na skupie złomu.
Mariusz pracował tydzień. Doszedł do wniosku, że to praca nie dla niego. Krystyna znalazła mu inną, w zakładzie produkującym przyczepki samochodowe. Pracował trzy dni. Wtedy Krystyna zadzwoniła do Mariusza matki. Nie po to żeby się skarżyć, ale zapytać jej, co z Mariuszem jest nie tak. Wtedy Krystyna dowiedziała się, że Mariusz leczy się psychiatrycznie. Średnio raz na dwa lata, spędza trzy miesiące w szpitalu. Bywa nadpobudliwy i nie może się skupić na jednym. Przez to odeszła od niego pierwsza żona.
Krystyna poszła z Mariuszem do lekarza. Tam dowiedziała się całej prawdy o jego chorobie. Lekarz nawet mocno się zdziwił, że Krystyna o niej nic nie wie. Pilnowała więc, żeby przyjmował leki, starała mu się pomóc i utrzymać małżeństwo. Mariusz nie kwapił się do pójścia do pracy, a synom Krystyny kazał sobie oddawać stypendia jakie pobierali w szkole.
- Wtedy dopiero dotarło do mnie to, jaka byłam naiwna. Kupiłam konia, nie zaglądając mu w zęby. Narzekałam, że nic mnie dobrego w życiu już nie spotka, no to znalazłam takie dobro, że aż płakać się chce. Nie dość, że kredyt na głowie, to jeszcze niepracujący i chory mąż i małe dziecko - mówi Krystyna. - Powinnam była porozmawiać z jego matką, zanim wpuściłam go do swojego życia.
Idź tam, skąd przyszedłeś
W domu nie było najlepszej atmosfery. Mariusz znowu zrobił się nadpobudliwy, a Krystyna miała dość dbania o wszystko. Pracowała ponad siły, było maleńkie dziecko, którym musiała zajmować się jej matka, chociaż Mariusz siedział w domu. Kiedy nie wytrzymała i wszystko mu wykrzyczała, znowu dostała w twarz.
- Wtedy stwierdziła, że to koniec – mówi Krystyna. - Za dużo w życiu przeszłam, a i tak znowu wszystko było na mojej głowie.
Kiedy Mariusz wyszedł po papierosy, spakowała jego rzeczy do walizki, wystawiła ją na klatkę schodową i napisała mu semesa, że więcej go nie chce widzieć. Zamknęła drzwi na klucz, nie wyjmując go z zamka, Przez judasza w drzwiach widziała jak Mariusz szedł po schodach w górę i jak po nich schodzi z walizką. Po tygodniu zadzwonił z informacją, że jest w szpitalu i że Krystynę za wszystko przeprasza.
- Kiedy znowu zostałam sama, głęboko odetchnęłam. Zaczęłam odnawiać utracone kontakty, spotykać się z byłymi znajomymi. Co prawda Mariusz do niektórych z nich dzwonił, starając się przedstawić im mnie w złym świetle, ale kto mnie znał, wiedział jak było naprawdę. Dopiero teraz zaczęłam oddychać pełną piersią. Jeżeli miałam żal to tylko do siebie - mówi Krystyna
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Krystynie powoli wszystko zaczęło się układać. Znalazła stałą pracę. Były już mąż na szczęście spłacił kredyt, który wzięli na remont mieszkania. Krystyna chce się przenieść do babci, która wymaga pomocy. Babcia obiecała, że jej w spadku zapisze swój mały domek.
- Jakoś wyszłam na prostą, choć nie było łatwo. Jedno jest pewne – żadnych więcej facetów z Internetu, i żadnych bliskich znajomości, zanim nie dowiem się, z kim mam do czynienia. – mówi Krystyna. - Najmłodszego synka bardzo kocham i to jedyny plus mojego związku. Ale kolejna trauma nie była mi potrzebna. Czasami kobiety tak pragną partnera, że tracą instynkt samozachowawczy. Jak się okazało, ja też zagubiłam się w swoich marzeniach o nowym, szczęśliwym związku.