Oskarża się szybko
Jak szybko można stracić dobre imię, Monika przekonała się na własnej skórze. Z dnia na dzień, przypięto jej łatkę złodziejki. I pewnie żyłaby z nią nadal, gdyby nie pomysł koleżanki.
Monika zaraz po ukończeniu szkoły, poszła do pracy w dużej fabryce. Dział w którym zaczęła pracować, zatrudniał sześć kobiet i Monika była z nich najmłodsza. Ze względu na to, że pracujące w dziale kobiety, miały styczność ze szlachetnymi metalami, nikt spoza działu nie mógł do niego wejść.
- Miałyśmy trzy pomieszczenia. Swoją szatnię, pokój socjalny i część produkcyjną. Bezpośredni nadzór nad nami miała brygadzistka. Do niej składałyśmy wszelkie wnioski i uwagi, a ona przekazywała je dalej, do kierownika oddziału. Brygadzistka była z nas najstarsza i dosyć nieprzyjemna - opowiada Monika
Było i nie ma
Przez trzy lata pracy Moniki w dziale był spokój. W międzyczasie Monika wyszła za mąż. W tej samej fabryce co Monika, pracował jej mąż, teść i teściowa. Pewnego dnia, podczas przerwy śniadaniowej, jedna z koleżanek Moniki, powiedziała, że zginął jej z szafki lakier do paznokci, inna znowu stwierdziła, że zauważyła brak drobnych, które miała w kieszonce płaszcza i jest pewna, że je miała
- Rozmawiałyśmy o tych zdarzeniach przy śniadaniach, ale żadna z nas nie traktowała tego na poważnie. Dopiero, kiedy Kazia zgłosiła brygadzistce brak większej kwoty pieniędzy w portfelu, sprawa stała się poważna. Do dzisiaj pamiętam widok zapłakanej Kazi. Zorientowała się o braku pieniędzy, kiedy wracając z pracy do domu, weszła do sklepu zrobić zakupy. Przy kasie zrobiło jej się słabo, ponieważ okazało się, że ma pusty portfel, a pieniądze które w nim miała miały wystarczyć do następnej wypłaty - opowiada Monika
Wewnętrzne śledztwo koleżanek stwierdziło, że do tej pory tylko Monika i brygadzistka nie zgłaszały żadnych kradzieży. Koleżanki uznały, że to właśnie Monika jest złodziejką. Tylko jedna Basia nie chciała w to uwierzyć.
Brygadzistka zgłosiła problem kierownikowi. Kierownik wezwał Monikę do swojego biura i oświadczył jej, że o wszystkim wie i na wniosek większości brygady, przenosi ją do innego działu. Co prawda wysłuchał Moniki, która tłumaczyła, że nie ma z tym nic wspólnego, ale swojej niewinności nie mogła udowodnić.
Zostałam zesłana za karę
Monika trafiła na najgorszy wydział w fabryce, na pakowanie gotowych wyrobów. Przez osiem godzin musiała stać przy taśmie i pakować wyroby do worków i zamykać je metalowymi klamrami. Taśmy nie można było zatrzymać i kiedy Monika chciała wyjść do toalety, któraś z koleżanek musiała ją zastąpić. Wszyscy w fabryce wiedzieli jaką łatkę przyczepiono Monice, więc ludzie często robili jej na złość i zdarzało się, że żadna ze współpracownic nie chciała Moniki zastąpić
- Dla mnie to była tragedia. Przychodziły takie momenty, że miałam wielką ochotę wyjść z pracy i już nie wrócić. Rodzina też o wszystkim się dowiedziała, bo przecież nie mogło być inaczej. Pracowaliśmy w jednym zakładzie, Co prawda mówili, że w to nie wierzą, ale pewnie swoje myśleli. Najgorzej było na nocnej zmianie. Przychodziły takie momenty, że oczy mi się same zamykały. Nauczyłam się wtedy drzemać jednym okiem. Kiedy przychodził kryzys, przymykałam jedno oko, po kilku minutach drugie na zmianę i wtedy kryzys przechodził. Palce miałam pokaleczone od metalowych klipsów i zaczęłam odczuwać bóle nóg - opowiada Monika
Powtórka z kradzieży
Monika czasem spotykała Basię z poprzedniego działu. Rozmawiały o tym, co się wydarzyło i któregoś dnia Basia Monice powiedziała, że znowu zaczynają ginąć jakieś drobiazgi i że ma pomysł jak zdemaskować złodzieja.
Minęło około pół roku od zsyłki Moniki na pakowalnię. Pewnego dnia przyszła kierowniczka działu do Moniki i przekazała jej, że ma natychmiast zgłosić się do kierownika działu, w którym przedtem pracowała.
- Nie wiedziałam o co chodzi, ale kiedy weszłam do biura kierownika, on wstał od biurka i podszedł do mnie. Przeprosił mnie za to co się stało przed pół rokiem i za to, że wtedy postąpił zbyt pochopnie. Prawdziwy złodziej został zlokalizowany dzięki prowokacji Basi. Włożyła do kieszonki swojego płaszcza zaznaczony przez nią banknot pięćdziesięciozłotowy. Po trzech dniach banknot zginął. Basia poprosiła wtedy brygadzistkę, żeby wezwała kierownika, bo się źle czuje, a tylko brygadzistka mogła to zrobić. Kiedy przyszedł, Basia powiedziała co się wydarzyło i chce, żeby przy kierowniku wszystkie jej współpracownice wyjęły pieniądze jakie mają przy sobie. Zaznaczony banknot Basi znajdował się w portfelu brygadzistki. Wtedy brygadzistka przyznała się do kradzieży pieniędzy, o co mnie oskarżono i zostałam zesłana na pakowalnię - opowiada Monika.
To powinna być nauczka dla wszystkich
Brygadzistka sama zwolniła się z pracy. Monika wróciła do starego działu, niedawno awansowała i teraz to ona jest brygadzistką. Ale tamtej historii nie zapomni nigdy.
- Zostałam ukarana za coś, czego nie zrobiłam, a prawdziwy złodziej czuł się bezkarny. I gdyby nie Basia, to pewnie na zawsze zostałabym złodziejką – mówi Monika. - To okropne uczucie, kiedy jesteś niewinna i nie możesz tego udowodnić. Dlatego ja jestem bardzo ostrożna w obwinianiu kogokolwiek za cokolwiek.