Byłam w czwartym miesiącu ciąży, kiedy męża znajomi namówili go na bal sylwestrowy. Nie chciałam iść, bo nie czułam się dobrze. Prosiłam, żebyśmy zostali w domu. Ale on nie widział powodu, by rezygnować z zabawy. Ja miałam mdłości, czułam się ciągle śpiąca, miałam stałe wahania nastroju. Potrzebowałam ciepła i opieki, ochrony od ukochanego mężczyzny. Nie rozumiał tego, mówił, że będzie świetne towarzystwo, że i ja się rozerwę. W końcu mu uległam, zdecydowałam się pójść, ale nie chciałam za długo siedzieć. Obiecywał, że wyjdziemy zaraz po północy, że przecież jak będzie dziecko, to nie będzie takich okazji, że to ostatni nasz taki sylwester.
Byli nasi znajomi i znajomi tych znajomych. Wśród nich para, której nie znaliśmy. Ona kiedy tylko weszła, pokazała, że jest samicą alfa. Pewna siebie, roześmiana, do tego bardzo ładna i szykowna. Jej mąż był raczej typem intelektualisty, w grubych okularach, mało atrakcyjny. Potem jednak dowiedziałam się, że to syn bogatych ludzi, dziedzic prawdziwej fortuny. Traf chciał, że ona siedziała koło mojego męża. Widziałam błysk w jego oku, ja poszłam natychmiast w odstawkę. Żartowali, śmiali się, byli sobą zachwyceni. Pierwszy taniec mąż kurtuazyjnie zatańczył ze mną, ale ja naprawdę nie czułam się na siłach, żeby szaleć na parkiecie. Mąż tej kobiety chyba też nie kochał podobnych rozrywek, więc tańczyli obydwoje, ona i mój małżonek. Czyste szaleństwo. Cały stół tańczył, tylko my dwoje, ja i okularnik samotnie tkwiliśmy nad talerzami. Byłam strasznie rozżalona, chciało mi się płakać. Zaciskałam jednak zęby, czekałam do północy. Nie było to moje najmilsze przywitanie nowego roku. Po północy powiedziałam mężowi, że chcę iść do domu, bo tak mi obiecywał. Zrobił mi awanturę, że psuję mu zabawę, że jestem skrzywiona, smętna, zamiast cieszyć się życiem. Że nie mam powodów do robienia scen, bo nic się nie dzieje, tańczy na sali pełnej ludzi, nigdzie z tą kobietą nie wychodzi, więc nie rozumie, o co mi chodzi.
Przypomniałam, że jestem w ciąży, że szukam spokoju, potrzebuję odpocząć. Usłyszałam, że dawniej kobiety rodziły na polu i nikt sobie ciążą głowy nie zawracał.
Wróciliśmy do domu koło godziny 3. Nie spałam do rana, czułam się zdradzona w najbardziej perfidny sposób. Zamiast opieki i ochrony dostałam obojętność, a mąż pokazał, co jest dla niego ważne w życiu. Próbowałam z nim potem rozmawiać, zbywał mnie, że zawracam mu głowę. We mnie jednak żal pozostał i spojrzałam na niego zupełnie innymi oczami. To nie był człowiek, z których chciałam spędzić życie. Miałam nawet taki pomysł, żeby od niego odejść, ale moja matka powiedziała mi, że muszę sama na siebie liczyć, a niebawem będę przecież miała dziecko. Byłam wówczas zbyt słaba i zbyt poraniona, żeby podjąć racjonalną decyzję. Za kilka miesięcy urodziła się nasza córka.
Mąż nie jest złym ojcem, ale dla mnie jest kimś kompletnie obojętnym. Jestem z nim ze świadomością, że marnuję sobie życie. Od tamtej pory nigdy nie poszliśmy na zabawę sylwestrową, mam uraz do takich imprez. Na wspomnienie tamtego sylwestra robi mi się dosłownie niedobrze.
Czemu o tym piszę? Bo może przeczyta to jakiś mężczyzna, którego żona jest właśnie w ciąży? Może ona też nie chce iść, czuje się nie na silach siedzieć pół nocy za stołem. A jeśli pójdzie, niech dostanie troskę, bo to w tym stanie jest bardzo ważne. Może komuś wydawać się, że robię z igły widły, ale ta noc zniszczyła moje małżeństwo.
Kasia