Partner: Logo KobietaXL.pl

Mama uprzedzała mnie, żebym nie wiązała się z rozwodnikiem z dzieckiem, przewidywała, że będą kłopoty. Ale ja nie słuchałam, zakochałam się, uważałam, że będę najlepszą macochą na świecie, że zaprzyjaźnię się z córką mojego obecnego męża. Do ślubu nie mieszkaliśmy razem i z Anią miałam kontakt dość sporadyczny. To co wówczas wzięłam za nieśmiałość i wycofanie, okazało się kompletnym lekceważeniem mojej osoby i jawnym okazywaniem wrogości. Mąż zabiera córkę na dwa weekendy w miesiącu, w święta też rodzice „dzielą się” Anią, opiekują się nią również w co drugiego sylwestra. Układ jest jasny i czytelny. Kiedy pobraliśmy się, Ania miała 10 lat. Przychodziła do nas do domu z wielką niechęcią, robiłam wszystko, aby jej pobyt u nas umilić. Wymyślałam rozrywki, były prezenty. Mała jednak ignorowała wszelkie moje wysiłki. Siedziała albo w telefonie, albo grała w jakieś gry. Nie odzywała się do mnie, albo odpowiadała z łaski. Nie była chętna do żadnej pomocy, robi tylko bałagan, którego nie ma zamiaru sprzątać. I tak jest do dziś.

W każdy piątek, kiedy ma się pojawić, ja już rano mam skręt żołądka. Dosłownie. Wiem, że będę miała stracone trzy dni. Przyjeżdża z mężem po lekcjach, rozkłada się na kanapie w salonie i wisi na telefonie. Nie rozmawia ze mną, nie odpowiada na moje pytania, wchodzi w brudnych butach na dywan, na kanapę i mimo wielu próśb, nie reaguje. Robi koszmarny bałagan w łazience, używa bez pozwolenia moich kosmetyków, w kuchni jest prawdziwy chlew. Rozmowy z moim mężem niczego nie dają. Mówi mi, że „to jeszcze dziecko” i że wiedziałam, że ma córkę z pierwszego związku. Tak, wiedziałam, ale sądziłam, że uda nam się jakoś zaprzyjaźnić, spędzać wspólnie czas. Ania chce tylko wychodzić z mężem na zakupy, mnie traktuje jak śmiecia. Wychodzą z domu, zostawiając koszmarny bałagan, ja mam zostać i gotować obiad.

Kilka razy wyniosłam się na weekendy do rodziców, ale też jestem wtedy wściekła. Bo co to za życie? Kiedy wracałam wieczorem w niedzielę do domu, było pobojowisko.

W tym roku mała miała spędzać z nami wigilię, mieliśmy iść do moich rodziców. W ostatniej chwili Ania powiedziała, że nie pójdzie, bo nie chce być z obcymi ludźmi. Oczywiście mąż nie zaprotestował, uznał, że zostanie z nią w domu, ja mogę sama iść. Nie wiedziałam, co mam robić, w końcu pojechałam na chwilę do rodziców. Kiedy wróciłam mąż był obrażony, że zostawiłam ich samych i w dodatku nie mieli co na wigilię jeść! Jakby nie wiedział, jakie były plany! Ania wróciła do matki w pierwszy dzień świąt, my zostaliśmy we dwoje w fatalnej atmosferze, całe święta były zepsute. Podobnie było z sylwestrem, mała była u nas, nie odzywała się cały wieczór, gapiła się w telefon. My dwoje w telewizor.

Szczerze, mam już tego dość. Próbowałam, starałam się, naiwnie wierzyłam, że uda się stworzyć fajną rodzinę, byłam otwarta na jego dziecko. Teraz uważam, że nie ma już chyba o co walczyć. Szczególnie, że w ostatniej rozmowie mąż wyznał, że chyba nie zdecydujemy się na wspólne dziecko, bo Ania nie chce mieć rodzeństwa! Rozmowy przed ślubem były inne. Jestem załamana, myślę, że to koniec. Piszę ten list ku przestrodze, dla innych kobiet w podobnej sytuacji. Zastanówcie się kilka razy, zanim zwiążecie się z facetem, który ma dziecko z poprzedniego związku.

 

Monika

Tagi:

toksyczny związek ,  związek ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót