Podobne artykuły:
Jednej odpowiedzi na moje pytanie nie ma. Ponieważ jestem facetem, chciałbym podzielić się z innymi, moimi refleksjami z męskiego punktu widzenia. Niedawno skończyłem 65 lat i od blisko 40 lat jestem w małżeńskim związku. Czy to jest szczęśliwy związek? Tego bym nie powiedział ... może na samym początku małżeństwa był, ale po latach, już tak różowo nie jest.
Ja i moja małżonka pochodzimy ze wsi. Poznaliśmy się w Szkole Ogrodniczej. Ja zakończyłem naukę na etapie szkoły zasadniczej, Beata po ukończeniu zawodówki, kontynuowała naukę w technikum. Ona miała w domu wszystko, ja od dziecka musiałem ciężko pracować, żeby cokolwiek mieć. Spotykałem się z Beatą w wolnym czasie i kiedy skończyłem 25 lat, postanowiliśmy się pobrać. Od rodziców Beaty, dostaliśmy w prezencie ślubnym spory kawałek ziemi, na której postanowiliśmy założyć gospodarstwo ogrodnicze. Najpierw to były warzywa i kwiaty, po kilku latach przebranżowiliśmy je w szkółkę drzew i krzewów ozdobnych. Zyski były podobne, ale pracy było mniej. Tym bardziej, że w gospodarstwie pracowałem ja. Beata pracowała w dużym zakładzie pracy, mieszczącym się w pobliskim mieście i dorywczo po powrocie do domu mi pomagała. Po dwóch latach, zaczęliśmy budowę domu, a po trzech, zamieszkaliśmy w wykończonej części. Wtedy urodził się nam starszy syn. Dwa lata później przyszedł na świat młodszy i zbiegło się to z wykończeniem całego domu.
Mniej więcej po ośmiu latach od naszego małżeństwa, zaczęły się problemy z naszym współżyciem. Beata zażyczyła sobie osobnej sypialni i coraz częściej odmawiała mi jakichkolwiek z nią zbliżeń. Stała się oziębła i coraz częściej zganiała winę za to na złe samopoczucie. Pracowałem w gospodarstwie od rana do zmroku. Zatrudniłem do pomocy dwie osoby, aby Beata nie musiała pracować w polu. I tak miała sporo zajęcia z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Mimo to, ciągle coś było nie tak. Jedyną chwilą, kiedy się ożywiała, była ta, kiedy przynosiłem jej pieniądze z utargu. Skrupulatnie je przeliczała i dokładała do odłożonych kupek. Do sypialni jednak mnie nie wpuszczała, często zwracając się do mnie - Proszę mi stąd wyjść. Nie chciała też podać mi prawdziwej przyczyny, swojej niechęci do współżycia ze mną, zasłaniając się notorycznym zmęczeniem i migreną.
Zastanawiałem się wtedy, co robię nie tak, że Beata jest taka oziębła względem mnie. Miałem 40 lat, co prawda nie miałem urody Alaina Delona, ale do najgorszych też nie należałem. W wolne dni zabierałem rodzinę na wycieczki, a w czasie, gdy w gospodarstwie było mniej pracy, jechaliśmy na wczasy. Spełniałem wszystkie zachcianki Beaty, dzieciom też nic nie brakowało. Potrzebowałem kobiety nie tylko fizycznie, ale również jej bliskości, jej ciepła i tego, byśmy wspólnie szli dalej przez życie na dobre i na złe.
Żeby rozładować napięcie i burzę hormonów, zacząłem korzystać z płatnej miłości. Przynosiło to pewną ulgę, ale to nie było to. Nie znałem tych kobiet. Za pieniądze gotowe były zrobić wszystko i nawet krzyczeć wniebogłosy, ale po zbliżeniu, natychmiast się ubierały i znikały. Były atrakcyjne i niektóre nawet atrakcyjniejsze od Beaty, ale były obce i co gorsza powodowały wyrzuty sumienia.
Po kilku latach, zaczęła w gospodarstwie pracować Monika. Młodsza ode mnie o 15 lat zgrabna blondynka. Prosta dziewczyna, ale miała w sobie coś bardzo przyciągającego. Lubiłem z nią rozmawiać, tym bardziej, że można było z nią rozmawiać o wszystkim. Słuchała tego co ja do niej mówiłem, przytakiwała, czasem wypowiadała swoje zdanie na konkretny temat. Stawała mi się coraz bliższa. Któregoś dnia ukradkiem zabrałem ją ze sobą, kiedy jechałem kupić sadzonki iglaków w drugi koniec Polski. Była wspólna kolacja i wspólna noc w hotelu. Tego właśnie było mi potrzeba. Po raz pierwszy od kilku ładnych lat, zasnąłem obok kobiety i przy niej się obudziłem. Nie miała skwaszonej miny, tylko uśmiech na twarzy. I co najważniejsze, Monika tego chciała. Z wiadomych przyczyn o których dokładnie nie będę pisał, śniadanie zjedliśmy dopiero w porze obiadowej.
Co jakiś czas robiliśmy takie wypady z Moniką. Wtedy też przestałem nagabywać Beatę o nasze współżycie. Beata zauważyła moją zmianę i zaczęła podejrzliwie mnie obserwować. Zauważyła, że z Moniką dożo rozmawiam, że wspólnie się przy tym śmiejemy i że od pewnego czasu jem śniadania z pracownikami a nie w domu Zażyczyła sobie, żebym zwolnił wszystkie kobiety, bo jeżeli nie, to ona wnosi o rozwód. Wiedziałem, że mówi to na poważnie. Rozwodu nie chciałem i chociaż niewiele z Beatą mnie łączyło, mieliśmy wspólne dzieci, wspólny majątek i gospodarstwo, któremu oddałem pół swojego życia. Kobiety same z pracy odeszły. Z Beatą nadal jeździmy na wycieczki, jemy niedzielne obiady i nic poza tym. Kiedy znowu któregoś dnia chciałem wejść do jej sypialni, usłyszałem - Proszę mi stąd wyjść. Już nie pytałem dlaczego.
Monika z pracy odeszła, ale nie odeszła z mojego życia. Nadal wyjeżdżam po sadzonki. Już nie tylko iglaków, ale również innych rzeczy, potrzebnych do prowadzenia gospodarstwa. Kiedy oddaję Beacie utarg, nadal ożywia się i skrupulatnie go przelicza, dokładając go na odłożone kupki. Mam żonę i mam kochankę i chyba dobrze mi z tym, ponieważ mam wszystko czego mi potrzeba.
Łukasz