Partner: Logo KobietaXL.pl

Chciałbym się podzielić swoją historią, jaka spotkała mnie w UK gdzie wegetuję od 18 lat. W Polsce mieliśmy życie na średnim poziomie, ale podjęliśmy decyzję w 2006 roku o wyjeździe z kraju. Przeklinam ten dzień do dziś. Przeczytałem historię Patryka. Nie zawsze jest tak różowo.

 

Historię Patryka przeczytacie tu: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/wyslal-140-aplikacji-o-prace-wracam-do-anglii-nie-chce-byc-w-polsce/xg4m7ec,30bc1058

 

Decyzja o wyjeździe

Był rok 2006, właśnie skończyłem 30 lat. Za dwa tygodnie żona również miała skończyć 30 lat.Mieliśmy wówczas czteroletniego syna i 2 letnią córcię. Pracowałem w krakowskiej firmie handlowej, która prężnie się rozwijała. Byłem kierownikiem sprzedaży na okręg śląski. Firma bardzo dbał o pracowników, prowadziła bardzo dużo szkoleń i inwestowała w pracowników. Pracownicy otrzymywali podstawę oraz premię za sprzedaż oraz za realizację zadań sprzedażowych. Najlepszy pracownik mojego rejonu potrafił zarobić 12-13 tysięcy złotych netto, a miałem u siebie takich 4-5. Niestety miałem też osoby, które nie radziły sobie tak dobrze i ich wypłata nie przekraczała 2500 zł. Starałem się im pomagać, dbać i wspierać, lecz nie zawsze się to udawało. Żona studiowała dziennie na uniwersytecie, ja jako jedyny żywiciel rodziny musiałem zapracować na czynsz, żywność i opłaty. Żyliśmy na dość dobrym poziomie. Mieliśmy własne mieszkanie w centrum Krakowa, najnowszy sprzęt AGD RTV bo tym zajmowałem się zawodowo. Nie było mnie całymi dniami, ponieważ organizowałem treningi i zaopatrzenie dla salonów sprzedaży. Poszukiwałem lokalizacji dla nowych salonów, podpisywałem kontrakty w imieniu firmy z agencjami reklamowymi itp. Wychodziłem z domu o 7 rano, wracałem grubo po 18. Soboty i niedziele miałem wolne, chyba że wyskoczył jakieś szkolenie. Mieliśmy zatrudnioną opiekunkę, ponieważ żona przygotowywała się do obrony pracy magisterskiej, więc nie poświęcała czasu dzieciom tyle, ile by chciała. Ja nie miałem jak jej wspierać, ponieważ musiałem zapracować na naszą czwórkę. Od dłuższego czasu nasze życie wyglądało tak, że ja byłem od poniedziałku do piątku w pracy. W piątki kończyłem o godzinie 14. więc odbierałem dzieci z przedszkola i żłobka i starałem się spędzić z dziećmi całe piątkowe popołudnie i wieczór. Soboty i niedziele, żona zmęczona, czasem znajdowała chwilę, by wyjść z nami na spacer czasem nie. Ale w każdą sobotę musiały być zakupy i wyjście z koleżankami na babski wieczór. Nie oponowałem, bo ufałem.

 

Nieporozumienia, dokuczanie sobie wzajemne, zaczęły się stawać codziennością

Mieszkaliśmy obok siebie. Robiłem opłaty, starałem się, ale mimo to że zarabiałem 9 – 9,5 tys. złotych brakowało na życie. Zadłużenie moich kart kredytowych stały się codziennością. Zapadła decyzja że się rozstajemy, ja nie chcę zarabiać tylko na długi żony, mam 30 lat i jeszcze nigdy nie byłem z rodziną na wakacjach, zdarzały się wyjazdy w góry do moich rodziców, ale to nie to samo.

Żona jako świeżo upieczony pedagog nie miała zamiaru pracować w szkole za 1500 zł. Próbowałem ją przekonać do tego, by podjęła jakąkolwiek pracę. Niestety, nie chciała mnie słuchać. 15 września oznajmiła mi, że wyjeżdża do Wielkiej Brytanii. Rodzina załatwi jej pracę i tyle. Nie chciałem się z tym zgodzić, ale decyzję już podjęła. Miałem dwa wyjścia, jedno zostać w Polsce z dziećmi albo pojechać z nią do UK, a nasze maluchy zostawić pod opieką dziadków.

Nie znałem języka angielskiego, nie wiedziałem jak sobie poradzę. Wiedziałem, że jak ona pojedzie sama, to już po naszym małżeństwie, o dzieci się nie musiałem martwić ponieważ nasi rodzice uwielbiali nasze pociechy. Miało być pół roku. Zapadła decyzja. Podpisaliśmy umowę o pracę w Warszawie i jeszcze w tym samym tygodniu wylecieliśmy do ziemi obiecanej. 6 funtów za godzinę, razy 8 godzin przez pięć dni razy dwie osoby dawało 25 tys funtów rocznie dla 2 osób. Funt kosztował 7 zł, daje nam to 175 tys. zł rocznie. Połowę odłożymy, z polowy będziemy żyć. Za mieszkanie w 2000 roku w Krakowie zapłaciłem 150 tys. Więc policzyłem, że w dwa lata zarobię na drugie mieszkanie, wynajmę je i jesteśmy ustawieni. Po 3 - 4 latach kupimy działkę i postawimy dom. Piękny plan. Spakowałem walizki, laptopa, paszport, zabraliśmy ostatnie oszczędności 2500 funtów i polecieliśmy.

 

Trudne początki

Na miejscu, w Birmingham czekał na nas bus, w sumie zabrał z naszego lotu 26 osób. Pojechaliśmy na południe, droga zajęła ponad godzinę. Na miejscu pojawił się problem, nie było dla nas mieszkania, które było zapewnione w kontrakcie. Dla 4 osób znalazły się miejsca, ale warunki były dalekie od tych które nam obiecywano. 22 osoby siedziały w parku z walizkami, opiekun nasz dzwonił, załatwiał, w końcu po 4 godzinach oczekiwania kolejne 6 osób dostało zakwaterowanie w hotelu. Ale reszta nadal nie miała gdzie mieszkać. Zbliżał się zmrok, w końcu nasz opiekun na kilka nocy zapewnił nam hotel. 6 osób w jednym pokoju, 4 w kolejnym i reszta w różnych konfiguracjach poupychani na dostawkach. Minęła noc. Opiekun powiedział że praca jest, czeka na nas, będziemy pracować od 17 do 1 w nocy w fabryce ciastek. Ale zapytał kto z was ma Home Office? Nikt nawet z nas nie wiedział co to jest. Było to pozwolenie na pracę, dwie osoby miały dokument, więc poszły do pracy następnego dnia, reszta nie mogła podjąć pracy bez tego pozwolenia. Aby wyrobić takie pozwolenie musielismy od pracodawcy otrzymać list, że jesteśmy niezbędni do pracy, musieliśmy dostarczyć zaświadczenie o niekaralności, dołączyć zdjęcie, paszportu i 60 funtów. Daliśmy dowód z kompletem dokumentów, dostalismy obietnice, że Home Office załatwimy w 3 - 4 dni. Tak się jednak nie stało. Ludzie zgromadzeni w pokojach po 6-7 osób, nerwy, ciasnota, powodują nieporozumienia i dodatkowy stres. Z żoną postanowiliśmy iść na miasto, poszukać może pracy na własną rękę, może znajdziemy inne rozwiązanie. Poszliśmy do banku założyć konto, bo jednak 2500 funtów to spora gotówka, a ludzi nie znamy. Tu kolejne rozczarowanie, by założyć konto w banku trzeba mieć od pracodawcy list polecający, który ma nam dostarczyć przyszły pracodawca. Dopiero jak otrzymamy ten, list będziemy mogli założyć konto oraz tymczasowy numer ubezpieczenia, bo bez niego nie otrzymasz pracy.

 

Gdzie się udać po pomoc?

Zmęczeni całym dniem postanowiliśmy wrócić taksówką do hotelu. Uprzejmy kierowca z Pakistanu pytał, co robimy tu mieście? Opowiedzieliśmy o naszych przygodach, człowiek od razu powiedział nam tak: „słuchajcie mam akurat mieszkanie do wynajęcia nowe, jeszcze nigdy nikt w nim nie mieszkał, dwa pokoje i kuchnia za 400 funtów”. Ludzie mówili ze za 500 -600 funtów można mieć mieszkanie z dwoma pokojami plus opłaty, a tu za 400 z opłatami. Zabraliśmy poznaną parę z hotelu i pojechaliśmy do domu taksówkarza. Okazało się, że do swojego domu dobudował dwa pokoje, a w garażu urządził kuchnię. Wyszło po 200 funtów na miesiąc. Problem w tym, że trzeba było zapłacić za 3 miesiące z góry. Ja nie przyznałem się że nikomu, że mam pieniądze, ale Małgorzata moja żona wpadła na pomysł, by zadzwonić do agencji pracy, by oni zapłacili za nas depozyt i tak się stało. Mieliśmy wpłacony depozyt, mieliśmy spanie, ale dni uciekały. Zbliżał się koniec października, 3 tygodnie od czasu, jak się pojawiliśmy w mieście, a jeszcze ani dnia nie przepracowaliśmy. W końcu otrzymaliśmy pocztą pozwolenie na pracę.

Fabryka, jak ją zobaczyliśmy, to nie wiedzieliśmy czy mamy uciekać i płakać. Buty, kalosze, zakładane jeden po drugim, jak popadnie, wszędzie rozdeptane ciastka, a octowy zapach tylko potwierdzał, że leżą one od dłuższego czasu.

Opiekun naszej grupy wprowadzał nas na halę produkcyjną, każdy ze swoją żoną lub dziewczyną oglądał miejsce pracy. Kadra managerska i Team Leaderzy, wszyscy pochodzący z Kurdystanu, dwóch Polaków, oprowadzali nas po liniach produkcyjnych, komentowali na kogo, uważać, kto jest kim etc.

 

Trafiłem na najlepszą pracę

To było pakowanie gotowych wyrobów, rewelacyjna praca, własne ubrania, ciepło, muzyka. Żona trafiła gorzej, na linię produkcyjną. Trzeba się było uwijać z nakładaniem kremu, czekolady itp. Minął dzień, zauważyłem że Kurdowie są bardzo zgrani, jeśli pojawiał się problem u jednego z nich, w sekundę wszyscy się pojawiali i jeden drugiemu pomagał, jeśli analogiczna sytuacja stała się Polakowi, było buczenie, zatrzymanie linii samemu trzeba sobie radzić.

Minął pierwszy tydzień, pracowałem ciężko, wywiązywałem się z zadań, za to otrzymałem od managera w nagrodę możliwość pracy w nadgodzinach. Od godziny 17 do 5 rano. 4 godziny z 33% premią. Zgodziłem się i poprosiłem przez kolegę Polaka o nadgodziny dla żony. Zgodzili się. Pracowaliśmy ciężko. Pierwsza wypłata po 2 tygodniach i rozczarowanie, brakuje pieniędzy, nie wypłacono za nadgodziny w sumie brakowało nam grubo po 80 funtów. Żona doskonale mówiła po angielsku poszła do managera i powiedziała, że brakuje pieniędzy, obiecał zająć się sprawą. Rozpoczęliśmy 3 tydzień pracy, przyszedł mój kurdyjski współpracownik i łamaną angielszczyzną powiedział mi, że moja żona jest w kantynie i płacze. Kazali mi szybko do niej iść. Żona powiedziała, że chce jechać do domu. Załatwiliśmy sobie wolne, ale ciągle nie wiedziałem co się stało. Dopiero w domu żona opowiedziała mi, co się wydarzyło. Manager zmiany, zawołał moją żonę do biura, napastował i powiedział zrobimy tak: „teraz przebierzesz się we własne ubrania, twój mąż dostanie nadgodziny, a my udamy do hotelu.” Żona była w szoku, nie wiedziała co ma zrobić znieruchomiała, a on kontynuował: „zabiorę cię na zakupy do miasta, kupimy fajne rzeczy”. Małgorzata nie wiedziała, jak oswobodziła się z jego objęć i wybiegła do kantyny.

Zdruzgotany tym wszystkim, chciałem sam wymierzyć sprawiedliwość. Szybko okazało się, że to nie pierwszy raz tak się zdarzyło. Zgłosiły się do nas jeszcze dwie pary, które były w identycznej sytuacji. Postanowiliśmy poinformować o tym naszą agencję pracy oraz policję.

Policja pojawiła się w domu naszych znajomych, bo baliśmy się wracać do naszego domu, ponieważ Kurdowie nas wozili do pracy i wiedzieli gdzie mieszkaliśmy. Opiekun z agencji pracy wraz z dyrektorem pojawili się u nas jeszcze tej samej nocy. Wszystkie trzy kobiety opowiedziały, co im się przytrafiło, dyrektor obiecał że sprawę wyjaśni. Następnego dnia zwołano zebranie z dyrektorem generalnym fabryki, z dyrektorem agencji pracy. Każda kobieta wchodziła ze swoim partnerem osobno. Każdy twierdził, że nie zostawi tej sprawy bez wyjaśnienia. Pierwsza para weszła, złożyła zeznania, wyszła innymi drzwiami. Weszła kolejna para, a my na końcu. Dyrektor fabryki przekonywał nas, że wszystko zostanie załatwione w taki sposób, że nie będziemy się widywać z ty człowiekiem i tyle. Zaproponowano nam zmianę godzin pracy, ale się na to nie zgodziliśmy. Od godziny 17 do 1 to były fajne godziny pracy i nam to pasowało. Więc dyrektor zapewnił nas, że ta osoba już nigdy sam na sam nie zostanie w jednym pokoju z moją żoną. Policja przyjęła zgłoszenie, pani zebrała zeznanie i na tym się skończyło. Policja stwierdziła, że jest słowo przeciwko słowu, a kamery w dziwny sposób akurat na naszej zmianie nie działały.

Następnego dnia pojawił się u nas w domu dyrektor agencji pracy, przeprosił za zaistniałą sytuacje, powiedział, że to nie pierwsza taka sytuacja i że cieszy się, że zgłosiliśmy na policję. On ze swojej strony wypłacił nam „odszkodowanie” za kolejny tydzień pracy, mimo że nie pracowaliśmy i poprosił nas byśmy już do tej firmy nie szli pracować. A on sam zobowiązał się zatrudnić nas w innej fabryce.

 

Zostaliśmy bez pracy

Czekaliśmy na telefon, niestety nie oddzwonił, zostaliśmy bez pracy, agencja w obawie przed skandalem zerwała umowę z fabryką, a pary które nie zgłosiły sprawy na policji w nagrodę otrzymały stały kontrakt z fabryką, a reszta pracowała na dużo gorszych warunkach pod inna agencją.

Szukaliśmy pracy przez połowę listopada, cały grudzień, niestety nikt nie potrzebował 30 - latka bez języka angielskiego. Żona dorywczo pracowała po kilka godzin w sklepie, ale to nie pozwoliło nam na utrzymanie się. Trzy miesiące bez dzieci, tęsknota i niepowodzenia spowodowały, że podjęliśmy decyzję, że ja wracam do Polski, resztę oszczędności zostawiam żonie. Żona miała zostać o tydzień dłużej, ponieważ miała kolejną rozmowę o pracę już ostatnią i jak się nie uda, to również wróci do domu.

W styczniu 2007 roku internet był bardzo mało rozwinięty, ograniczał się tylko do sprawdzania stanu konta i rozmów darmowych przez skype i gadugadu. Wróciłem do Polski, do mojej poprzedniej pracy, ale nie powiedziałem rodzicom, że jestem w Polsce, bo bałem się niepowodzenia, ich oceny, bardzo tęskniłem za żoną, za dziećmi, aby tęsknotę zabić pracowałem po 10 -12 godzin każdego dnia, okazało się że potrafię w Polsce zarobić również przyzwoite pieniądze.

Któregoś styczniowego poranka żona zadzwoniła z informacją, że otrzymała bardzo dobrze płatną pracę w prywatnym przedszkolu i że bardzo chciałaby podjąć tę pracę. Po 3 miesiącach próby wróci do Polski do domu. W międzyczasie Małgorzata znalazła też tanie mieszkanie blisko swojej pracy i wystąpiła o dofinansowanie dla ludzi najmniej zarabiających.

2 maja Małgorzata wróciła do kraju, ale zaznaczyła że musimy jeszcze pojechać do Anglii pozamykać nasze sprawy, konto bankowe, oddać klucze od mieszkania, posprzątać lokal i zabrać rzeczy.

 

Spróbujmy jeszcze raz

16 maja byliśmy już w UK. Żona powiedziała w pracy, że chce wracać do Polski, szefowa bardzo prosiła, by została, bardzo ją ceniła i ciężko było znaleźć zastępstwo. Udaliśmy się do banku zapytać, jak się zamyka konto bankowe, miła poinformowała nas, że najpierw trzeba wypłacić wszystkie pieniądze. No to poprosiliśmy o wypłatę, była tam jedna wypłata żony około 1500 -1600 funtów. Wypłaty powyżej 10 tys funtów trzeba zgłaszać 3 dni wcześniej, by bank mógł zamówić gotówkę od oddziału, ale my takich pieniędzy nie mieliśmy. Okazało się jednak, że stan konta to 11450 funtów. Dostaliśmy pomoc od rządu!

Nasza sytuacja się nagle zmieniła, mieliśmy 22500 zł na miesiąc. Szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło. Z wielką radością przekazaliśmy nowinę do Polski, że jednak nie wracamy. Postanowiliśmy ściągnąć dzieci. Zabawki, ubranka, szał zakupów nie miał końca. Dzieci cieszyły się, że polecą samolotem do Anglii. Był to najwspanialszy czas w moim życiu, w końcu wszystko się układało. Przyjechaliśmy po dzieci, pożegnaliśmy się z rodziną i w czerwcu już byliśmy razem w naszym raju. Mieliśmy mieszkanie z jedną sypialnią i salonem w kamienicy w centrum miasta. Musieliśmy zapisać dzieci do szkoły i przedszkola, koleżanki w pracy żony poleciły najlepszą szkołę w mieście i tam zapisaliśmy syna, był jedynym polskim dzieckiem w szkole, nie umiejącym słowa po angielsku. Córka jeździła do prywatnego przedszkola, tam gdzie pracowała Małgorzata. Wyjątkowa pogoda w lipcu i sierpniu 2007 spowodowała, że czuliśmy się jak na wakacjach.

Dzieci chodziły do szkoły i przedszkola, żona pracowała, a ja szukałem pracy, ale jak to zrobić bez języka? I znów kolejny cud. Żona w przedszkolu opiekowała się dzieckiem pewnej pary, zwierzyła im się, że nie mam pracy, bo ciężko bez języka, pomogli. Odbyłem rozmowę z managerem dał mi wszystkie dokumenty do wypełnienia i pracę rozpocząłem kolejnego dnia przez agencję pracy.

 

Wydawało się, że życie będzie dobre

Była to inna fabryka ciastek, która znajdowała się na tym samym terenie, ale znacznie nowocześniejsza i zautomatyzowana. Przez trzy miesiące pracowałem jak oszalały tak zwane double shifty czyli zmiany po 16 godzin dwa razy tygodniu plus 3 dni po 8 godzin. Jak były niedziele pracujące, to z ochotą szedłem, bo płacili podwójnie. Po trzech miesiącach zaoferowano mi stały kontrakt. Przyjmowałem każdą pracę, której nikt nie chciał wykonywać, a ja pracowałem po 16 godzin. Nie umiałem angielskiego, więc nie rozmawiałem z nikim, byłem jedynym Polakiem na mojej zmianie. Po roku awansowałem na starszego operatora maszyn, uczyłem się języka, ale wolniej niż inni. Rozwijałem się zawodowo. Praca moich marzeń. W 2009 urodziło się trzecie dziecko, wiec wszystko pięknie się układało. Otrzymaliśmy dom komunalny, rodzina się powiększyła, potrzeba była również, by kupić większe i nowsze auto.

Nowe auto, ogólne szczęście powodowały zazdrość ludzką i zrodziły się nieporozumienia w pracy żony, co skutkowało tym, że niebawem Małgorzata straciła pracę. Nie mogąc znaleźć nowej pracy, Małgorzata skończyła studia kryminalistyczne, wierzyła że po uniwersytecie będzie łatwiej zdobyć inną pracę, ale się myliła. By nie tracić czasu Małgorzata skończyła kolejny kierunek, tym razem prawo na tym samym uniwersytecie. Żona była pewna, że mając kurs tłumacza polsko - angielskiego, znając biegle język szwedzki i portugalski, trzy skończone uniwersytety, pracę otrzyma. Myliła się, wysyłała setki CV, odbywała dziesiątki spotkań, rozmów kwalifikacyjnych i nie mogła znaleźć nigdzie pracy. W domu było coraz gorzej. Pracowałem sam, zasiłki z roku na rok były obcinane, nastąpił Brexit. Nadszedł 2020 rok, mieszkaliśmy tu już 14 lat. Najstarszy syn we wrześniu rozpoczął studia, ja pracowałem w fabryce już 13 lat, byłem kierownikiem produkcji. Ciągle pracowałem i przez 13 lat nie miałem czasu na urlop, nigdy nie byliśmy na wakacjach. Ostatni raz w Polsce byliśmy w 2009 roku.

 

Od czterech lat nie wychodzę z domu

Przyszła pandemia, zostałem poproszony do biura, manager fabryki poprosił mnie bym z 65 moich pracowników wybrał 30, którym zredukuje się godziny pracy, ponieważ, fabryka będzie przeprowadzała restrukturyzacje. Nikt nie chciał się zgodzić, traktowałem tych ludzi jak rodzinę, nie potrafiłem wskazać nikogo. Przedstawiałem argumenty, że z mojej zmiany ludzie nie odchodzą, są to ludzie którzy pracują po 15,18 a nawet 23 lata na tych stanowiskach, mamy najlepszą wydajność, jesteśmy jedną rodziną. Nie docierało to do zarządu. W efekcie tego, że nie wskazałem tych osób, wdrożono plan zwolnień, który polegał na przeprowadzeniu testu z języka angielskiego. Zrobiono to nielegalnie i niezgodnie z prawem. Wymagano od nas 75% poprawnych odpowiedzi, a pytania były na poziomie bardzo zaawansowanym, oczywistym było że 90% ludzi nie zda tego testu, ze mną na czele. Osobiście gramatykę napisałem na 98%, nie można było inaczej ocenić gramatyki, ale z rozmowy z managerem otrzymałem 2% i ze zrozumienia 8%, co się przełożyło na 46% w generalnej ocenie. Okazało się, że przez 13 lat pracy nie znałem języka, a zarządzałem produkcją i pracownikami. 17 lipca 2020 zostałem zwolniony z resztą kolegów. Wytoczyłem proces firmie, który trwał 4 lata i w lutym 2024 wygrałem i proces i odszkodowanie za niesłuszne zwolnienie.

To wszystko doprowadziło mnie do wielkiej depresji i otyłości olbrzymiej. Od 2020 roku od lipca nie wychodzę z domu. Ważyłem 86 kg, teraz ważę 163 kg, żadna dieta nie działa, ograniczyłem spożywanie węglowodanów, tłuszczy. Słodyczy nie jadam od 3 lat, nie piję alkoholu, nie palę papierosów. Mam teraz 48 lat, wejście po schodach do sypialni jest dla mnie tak męczące, że tylko czasem schodzę do salonu

Ciągle marzę o tym, by wrócić do Polski i choć raz wyjechać na wakacje.

 

Tomasz

Tagi:

życie ,  emigracja ,  Anglia , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót