Byłam zakochana po uszy
Ewa ma 48 lat, jej mąż jest o dwa lata starszy. Są po ślubie blisko ćwierć wieku.
- Powinnam to zrobić przed naszą rocznicą, nie chcę życzeń, nie daj bóg, jakiejś imprezy – mówi Ewa. - Ale ciągle coś mnie wstrzymuje, kiedy myślę o rozstaniu, rośnie mi gula w gardle.
Była w swoim mężu bardzo zakochana. Na ślubnym kobiercu wierzyła, że tak będzie zawsze. Że znajdzie w nim oparcie, zrozumienie, że mąż będzie ją wspierał. Że „razem” oznacza naprawdę razem. Rozczarowanie przyszło wraz z pierwszym dzieckiem. Ewa mówi, że mąż się wtedy zaczął od niej oddalać, nie chciał pomagać, chodził spać do salonu.
- Ja padałam na pysk, on musiał się wyspać, bo „idzie do pracy” – opowiada Ewa. - Wtedy zrozumiałam, że mamy jednak inne spojrzenie na małżeństwo.
Czara goryczy się przelała, gdy pierwszy raz miała wyjść sama. Mąż miał zostać w domu z córką. Umówiła się z koleżankami, wystroiła, przygotowała wszystko dla malej.
- To miało być pierwsze wyjście na wolność, córka miała trzy miesiące – opowiada Ewa. - Mąż się spóźnił, zepsuł mi całą radość ze spotkania. Powiedział, że przecież nic się nie stało, że dojdę do koleżanek godzinę później.
Dla niej się stało, poczuła się poniżona, a jej potrzeby nieważne. Długo nie mogła mu tego wybaczyć. Ale czas leciał, zdecydowali się na kolejne dziecko.
- Urodził się syn, myślałam, że spełni ambicje ojca, że wówczas mąż się zaangażuje – mówi Ewa. - Niestety, było dokładnie tak samo, ja zawalona robotą, mąż od „męskich zajęć”, czyli głównie od oglądania telewizji.
Rozmawiała, prosiła, czasami krzyczała. Sytuacja nie ulegała zmianie. Czasami myślała o rozwodzie, ale bała się odejść z dwójką małych dzieci.
- Jakoś tak nam się to rozlazło – mówi Ewa. - Zaczęliśmy żyć obok siebie. Mało tego, mój mąż patrzył na mnie z coraz większą niechęcią. Stale byłam obiektem jego krytyki, jakby chciał mi udowodnić, że jestem gorsza od niego.
Może to kwestia pieniędzy?
Dzieci rosły, Ewa miała coraz więcej czasu. Wróciła do pracy, zaczęła robić szybko karierę. Po kilku latach zaczęła zarabiać więcej od męża i dziś myśli, że to też było dla niego solą w oku.
- Stał się nagle zaczepny, zaczął mnie stale krytykować – opowiada Ewa. - O czymkolwiek mu mówiłam, za jakiś czas używał tego przeciwko mnie. Przestałam mu opowiadać o pracy, o swoich problemach. Mówił, że to ja się od niego oddalam. Nie rozumiał, że nie chce być ciągle raniona, że zamiast mnie poprzeć, stał się moim wrogiem.
Ewa opowiedziała mężowi o konflikcie z szefem, za jakiś czas usłyszała od męża, że nawet w pracy uważają, że jest „problemowa”.
- Na początku małżeństwa mówiłam mu o trudnych relacjach z rodzicami – wspomina Ewa. - On to potem wykorzystywał. „Nawet własna rodzina nie była się w stanie z tobą dogadać” – ciągle to słyszałam przy każdej kłótni.
Żyli niby normalnie, wspólne posiłki, jakieś wakacyjne wyjazdy, wyjścia do znajomych. Ale Ewa czuła się w małżeństwie samotna. Nie było intymnych rozmów, przestali ze sobą sypiać. Ewa zaczęła patrzeć na męża, jak na obcego faceta.
- To jest straszne uczucie – wzdycha Ewa. - Wracasz do domu i tam jest ktoś, kogo praktycznie nie znasz. W dodatku od wejścia za drzwi, czekasz na jakiś atak.
Ostatni dzwonek
Dzieci już są dorosłe, córka wyjechała na studia, syn zdał maturę. Też wyjedzie i Ewa strasznie się boi zostać sama z mężem w domu. Boi się ciszy, która jest między nimi, a przerywają ja tylko złośliwości. Ale boi się też podjęcia ostatecznej decyzji i zastanawia się, dlaczego nie potrafi zwyczajnie zacząć nowego życia.
- Mieszkanie moglibyśmy sprzedać i kupić dwa mniejsze – mówi Ewa. - Ja zarabiam naprawdę dobrze, dałabym sobie radę. A jednak nie potrafię podjąć żadnej decyzji, tylko tkwię w toksycznym związku. Bo pozornie jesteśmy dobrym małżeństwem, ale prawda jest zupełnie inna.
Ewa wie, że to ostatni dzwonek, czuje się jeszcze młoda, chciałaby korzystać z życia.
- Marzę, by wejść do domu i nie czuć tej strasznej atmosfery, odetchnąć pełną piersią – mówi. - Dlaczego tak strasznie boję się wolności?
Strach przed wolnością
Samotność w związku nie jest niczym nowym. Profesor Krystyna Popiołek z SWPS tak opisuje ją na blogu uczelni: „Trzeba się sporo napracować, żeby uniknąć samotności w związku. Najbardziej prozaiczna sytuacja może wywołać wiele nieporozumień. Jeśli nie zostanie rozwiązana i będzie się powtarzać, z czasem partnerzy się od siebie oddalą. Wyobraźmy sobie sytuację: mężczyzna wraca z pracy do domu z poczuciem, że stoczył wielką bitwę ze światem i w czterech ścianach należy mu się odpoczynek i spokój. Kobieta chce, żeby jej wysłuchał, włączył się w codzienne życie, by można razem coś zaplanować. On mówi, że jest zmęczony. Albo nic nie mówi, bo akurat tego dnia miał nieprzyjemny dzień w pracy. Zamyka się na kontakt. W obliczu problemów stosuje strategie ucieczkowe. To początek katastrofy.
Problemem są też oczekiwania społeczne odmienne wobec kobiet i mężczyzn. To kobiety są „tymi od emocji” i wspierania najbliższych, a mężczyźni mają być zaradni, władczy i silni. W czasie rozprawy rozwodowej sędzia pyta kobietę, czy wychowywała dzieci, była opiekuńcza, dobrze zajmowała się domem, a mężczyznę o to, czy nie bił i nie pił. Jeśli nie, to wszystko w porządku, wywiązał się ze swoich obowiązków względem rodziny. Na szczęście młodzi powoli odchodzą od tradycyjnego modelu rodziny w stronę bardziej partnerskiego. Dzieje się to powoli, ale trudno oczekiwać, że wzorzec, który istniał przez wieki, zmieni się z dnia na dzień. Dlatego nadal kładzie się cieniem na życiu wielu małżeństw układ, w którym jest pan i władca i dzielnie obsługująca go samotna kobieta.”
Jednak wyjście z błędnego koła wcale nie jest proste. Wiele kobiet tkwi w zaklętym kręgu. Mimo, że marzą o byciu wolną, nie umieją żyć bez toksycznego partnera. Dlaczego? Tłumaczy to Łukasz Gątnicki na stronie neurointuicja.pl:
„Twój organizm będzie Cię zmuszał do pozostania przy tej osobie tylko dlatego, że dostał kilka razy coś co mu pasowało, a przecież ten drugi człowiek wiedział co Ci dać, poznawał Ciebie, uczył się, słuchał, sam mówiłeś i dawał Ci to kiedy miał taki interes lub z tego samego powodu dla którego Ty widzisz więcej niż jest – z lęku przed porzuceniem, przed samotnością. W tym cały problem właśnie. Ta osoba oszukuje Ciebie karmiąc Twój organizm słowami, dotykiem, podarunkami, obietnicami! To na nas działa nawet kiedy świadomie to odrzucamy, a potem to już nasz organizm zarządza naszą psychiką i emocjami. Przeciwstawić się temu jest bardzo trudno. Dlatego często piszę się w „dwóch głowach”. Jedna zaprzecza drugiej. Jedna kocha i pragnie, trzyma się wyobrażeń, a druga nienawidzi i chce wolności. To trudne. Bez pracy nad emocjami nie da się wyjść z tego. Nie da się mieć jednej głowy.
Wmawiamy sobie, że powinniśmy zostać. Nawet jak jest tragedia. Oszukiwany jest Twój organizm poprzez tworzenie mu iluzji spełniania jego potrzeb. Obietnica jest traktowana tak samo jak realne doświadczenie posiadania czegoś. Nadzieja tworząca się wtedy infekuje jak wirus. Mózg jest ślepy i tylko pragnie. Widzi swoją śmierć na myśl odejścia od źródła i tak też często czujemy się. Mamy wrażenie, że umrzemy bez tej osoby, umrzemy w samotności i nigdy nie znajdziemy innego źródła. Tak działa atawizm. Jest bezwzględny, matematyczny, logiczny (choć z naszego punktu widzenia ta logika to szaleństwo). „
źródła:
https://neurointuicja.pl/dlaczego-nie-mozesz-odejsc-i-jak-to-zrobic-skutecznie/
https://web.swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/20208-dlaczego-kobiety-czuja-sie-samotne-w-zwiazkach