Piszę ten list ku przestrodze, nie wyjeżdżajcie z obcymi ludźmi na wakacje. Ja Miśkę znam 20 lat, ale tak naprawdę była to taka znajomość „imieninowa”. Spotykałyśmy się u znajomych, u nas na różnych imprezach. Nigdy wcześniej nie byłam z nią dłużej, niż kilka godzin. Wiem też, że od jakiegoś czasu nie układało jej się w małżeństwie, bo mąż Miśki skarżył się do mojego męża, że jego żona coraz bardziej mu daje popalić, że czepia się i o wszystko ma pretensje.
Nie chciało nam się w to wierzyć. Na każdej imprezie Miśka była radosna, dusza towarzystwa, żadnego marudzenia, wszystko było świetnie. Uważaliśmy z mężem, że mąż Miski przesadza, znudzony swoją żoną.
W końcu ją zresztą zostawił, bo 25 latach wspólnego życia, nie chciał dotrwać do rocznicy ślubu. I co ciekawe, wcale nie odszedł do młodszej. Wyniósł się z domu i mieszka ze swoją matką, która starzeje się i wymaga pomocy. Złożył pozew o rozwód.
Miśka była załamana i nie wiem czego, wybrała sobie mnie za powierniczkę. Ja, dobra dusza, nie odmawiam nigdy pomocy. Wysłuchiwałam jej wyrzekań na męża, pocieszałam, obiecywałam, że odnajdzie swoją nową drogę w życiu. Było mi jej zwyczajnie szkoda, uważałam, że została bardzo skrzywdzona. W końcu zaproponowałam wspólny wyjazd na urlop. Żeby Miśka odetchnęła innym powietrzem, oderwała się od codzienności. Mój mąż, który nie znosi upałów, odetchnął z ulgą, że to nie jego będę ciągnąć do mojego ukochanego Egiptu. Tłumaczyłam też Miśce, że jak chcemy mieć godziwe warunki, to trzeba wziąć hotel pięciogwiazdkowy. Ale ona uparła się na tańszą opcję, twierdząc, że z kasą u niej teraz krucho. No i pojechałyśmy razem na ten urlop, który pokazał prawdziwą twarz mojej starej znajomej.
Nie chciała dopłacić do widoku na morze, nie chciała dać paru dolarów w recepcji. Dostałyśmy dość obskurny pokój z widokiem na hotelowy parking i Miśka oczywiście do mnie miała o to pretensje. Tłumaczyłam, że możemy pokój zmienić, wystarczy dać parę złotych. Nie chciała, wypominała mi, że „taką jestem znawczynią Egiptu, to powinnam wiedzieć w jakie jedziemy warunki”, przypominałam, że proponowałam wyższy standard, ale to ona nie chciała dopłacić. Nie chciała tego słuchać.
Hotel był, jaki był. Miał całkiem ładny basen, plaża była blisko. Ja chciałam korzystać ze słońca i nie widzieć do połowy pustej szklanki. Ale nie Miśka. Wszystko było „okropne”. Obsługa, jedzenie, morze, upał. Nawet łóżko w pokoju nie tak było pościelone, a łazienka posprzątana niezbyt dokładnie. Na moje uwagi, że dosyć mam jej marudzenia, natychmiast odpowiadała zaczepnie: „ a co, może nie mam racji?”. Tłumaczyłam jej, że mamy wypocząć, a nie wyszukiwać mankamentów, ona była jednak nieugięta i codziennie czymś psuła mi wakacje. Zrobiła nawet awanturę rezydentce, ale nie przy ludziach. Dorwała biedną dziewczynę samą na dyżurze, prawie doprowadzając ją do płaczu.
Wieczorami za to królowała. Kiedy ludzie z naszej grupie rozsiadali się z drinkami w barze, Miśka nagle pokazywała inne oblicze. Była rozkoszna, roześmiana, towarzyska, wszyscy witali ją z radością. W przeciwieństwie do mnie, bo po całym dniu jej narzekania, miałam już dosyć egipskich wakacji.
Może bym to jeszcze jakoś zniosła. Ale Miśka dobiła mnie inną rzeczą. Miałyśmy sejf w pokoju, ustaliłyśmy wspólnie kod. I ona co wieczór ten sejf otwierała i ostentacyjnie liczyła swoje pieniądze. Na moje pytanie, czy sądzi, że zaglądam do sejfu i coś jej podkradam, kiedy ona jest na przykład pod prysznicem, powiedziała, że należy mieć do wszystkich ograniczone zaufanie. Zatkało mnie, przestałam się wówczas praktycznie do niej odzywać. Ale za to zaczęłam rozumieć jej męża. Dotarło do mnie, że Miśka ma dwie twarze, tę dla bliskich i dla nieznajomych, że świetnie kreuje swój wizerunek na zewnątrz. Tym razem to ja stałam się jej ofiarą, na mnie wyładowywała swoje frustracje.
Dostałam życiową nauczkę. Na wyjeździe ludzie pokazują swoje prawdziwe oblicze. Nie warto więc tracić urlopu dla tych, których się praktycznie nie zna.
Marta