Partner: Logo KobietaXL.pl
Jestem od dwóch lat wdową. Zamiast cieszyć się spokojnym życiem we dwoje, po latach ciężkiej harówki, ja zastanawiam się, jak przeżyć kolejny miesiąc. Tym bardziej, że od lipca mają wejść podwyżki cen prądu i gazu.
Całe życie ciężko pracowałam. Poznaliśmy się z mężem w znanym zakładzie produkcyjnym. Byliśmy krawcami. Zaczęliśmy tam pracę za poprzedniego ustroju. Zarobki były takie sobie, ale udało nam się kupić mieszkanie spółdzielcze. Raczej „załatwić, bo takie były czasy. Wychowaliśmy dwoje dzieci, syna i córkę. Przyszło nowe, po 1989 roku zaczęły się w Polsce zmiany. Nasz zakład zaczął podupadać, potem został sprywatyzowany. W 2004 roku. Dla nas nie było pracy. Postanowiliśmy z mężem otworzyć zakład krawiecki. Tak, to my byliśmy tym drobnym biznesem, który budował nową Polskę.
Zarabialiśmy wystarczająco na proste życie. Godzinami pochyleni nad swoimi maszynami. Płaciliśmy najniższe składki na ZUS, bo na większe nie było nas stać. Nie czuliśmy się zawiedzeni, rozczarowani, nie mieliśmy wielkich potrzeb. Stać nas było na utrzymanie dzieci, mieszkania, na jedzenie, na wyjazd na wakacje. Oczywiście nie w tropiki, ale zawsze znalazł się ładny pensjonat nad morzem lub na Mazurach.
Od maszyn do szycia siadły nam oczy, bolał kręgosłup. W końcu przeszliśmy razem na zasłużoną emeryturę, bo mąż był równo o pięć lat starszy ode mnie. To, że mogłam iść wcześniej na tę emeryturę, zawdzięczam wyłącznie rządom PiS. Bo pamiętam, jak PO chciała, żebym pracowała znacznie dłużej.
Nie jestem jednak fanką PiS, choć w tym wypadku wiele mu zawdzięczam. Glosowaliśmy zawsze na PO, mimo tej emerytalnej wpadki. 
Ja dostałam około 3,2 tysiąca złotych emerytury na rękę, mąż około 3,6 tysiąca. Wszystko przez te najniższe składki. Ale razem to było blisko 7 tysięcy złotych, kwota dla nas wystarczająca. Bez problemu płaciliśmy czynsz, media, było na jedzenie i inne wydatki.
Mąż zmarł dwa lata temu. Marzenia o wspólnej starości prysło jak bańka mydlana. Nie spodziewałam się wtedy jednak, że jego śmierć oznacza dla mnie nędzę.
Mogłam brać swoją emeryturę albo 85 procent jego świadczenia, co dawało mi tę samą kwotę. Biorę więc swoją emeryturę, dziś po rewaloryzacjach mam około 3,6 tysiąca złotych na rękę. Wydatki, niestety, pozostały takie same. Czynsz za mieszkanie, opłaty za prąd, gaz, nawet na jedzenie nie wydaję dużo mniej. Bo kiedy gotujesz dla jednej osoby czy dwóch, zużywasz tyle samo gazu, nie da się zapalić pół żarówki, oglądać połówki telewizji. Idzie też niewiele mniej wody. I to są całe oszczędności. Mieszkanie trzeba ogrzać, zapłacić czynsz. I nagle okazuje się, że stajesz się nędzarzem. Tak, bo po zrobieniu wszystkich opłat, zostaje mi około 2,5 tysiąca złotych. Za to muszę zjeść, wykupić leki, czasami iść prywatnie do lekarza. Kupić buty, zapłacić za telefon, ubezpieczenie mieszkania, drobne naprawy. Hydraulik za pół godziny pracy ostatnio zażyczył sobie 200 zł, takie ceny są na porządku dziennym. 
W ostatnich wyborach głosowałam na KO. Jak zwykle. Bardzo mi się podobała obietnica renty wdowiej. Pomyślałam sobie wtedy, że wreszcie ktoś pomyślał o najstarszych. O tych, którzy żyją z nędznych emerytur, liczą każdą złotówkę. Bo tak naprawdę dosyć mam tego rozdawnictwa. 800 plus dostają nawet Ukraińcy, których dzieci chodzą u nas do szkoły. Dostają je nawet rodzice, którzy zarabiają krocie. Mój syn ma takiego znajomego, dają te 800 plus dzieciom jako kieszonkowe. Czy tak powinno być, dlaczego nikt nie wprowadził kryterium dochodowego? A jest jeszcze kosiniakowe, teraz babciowe, jakieś nikomu niepotrzebne laptopy i inne zasiłki, wyprawki szkolne. Dla młodych, bo dla starych nie ma niczego.
Więc ucieszyłam się bardzo, bo ta renta wdowia to miała być połowa uposażenia zmarłego małżonka. I dla mnie takie 1,8 tysiąca złotych miesięcznie to byłoby coś. Szczególnie, że mąż tej emerytury się nie nabrał, zmarł raptem dwa lata potem, jak na nią przeszedł. Więc te pieniądze jego ma dalej ZUS. Ale jak widzę, nie ma się co cieszyć. Śledzę doniesienia na ten temat. Z tych ostatnich wynika, że owa renta, nawet jak w końcu zostanie wprowadzona, wyniesie najpierw  15 proc. tego drugiego świadczenia, potem wzrosłaby do poziomu 20 proc., docelowo do wysokości 50 proc.
I co ja czuję? Czuję się oszukana i zlekceważona. Czuję, że moje państwo nie dba o starszych ludzi, skazując ich na nędzę, a rozdając pieniądze na lewo i prawo, jak choćby te zasiłki dla dzieci, które przysługują wszystkim. Bardzo bym chciała, żeby rządzący spróbowali przeżyć za moją emeryturę. Niech by sprawdzili, jak to jest, kiedy musisz oglądać z dwóch stron każdą złotówkę. Jak to jest, kiedy odmawiasz sobie truskawek czy czereśni, choć akurat jest na nie sezon. Bo ważniejsze są leki, które musisz wykupić. Nie jestem odosobniona, wiele moich koleżanek jest w podobnej sytuacji i też czekają tej renty, jak kania dżdżu.
Jestem rozgoryczona, czuję żal. Starość i tak jest wystarczająco upokarzająca. Starość w nędzy upokarza podwójnie.
 
Halina
 

Tagi:

starość ,  społeczeństwo ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót