- Wyobraża pani co rodzice czują, jak słyszą taką diagnozę – głos Jolanty Nawrot, babci Nicoli załamuje się. - To grom z jasnego nieba, ale potem nie wolno się załamać. Trzeba robić wszystko, aby ratować dziecko.
Nicola zaczęła gorzej się czuć w styczniu 2017 roku. Łapała infekcje, dziwnie się zachowywała, skarżyła się że boli ją szyja.
- Po konsultacjach z miejscowym pediatrą pojechaliśmy do Lublina, do szpitala przy al. Kraśnickiej – relacjonuje babcia. - Z łaski nas przyjęto, nie zrobiono żadnych badań, po 4 dniach wypisano z adnotacją, że matka z dzieckiem są do konsultacji psychologicznej.
Tymczasem stan Nicoli gwałtownie się pogarszał. Nie mówiła, przestała chodzić, pojawiło się wodogłowie. Dopiero jednak w CZD postawiono właściwą diagnozę – guz mózgu, w dodatku nieoperacyjny.
- Tragedia, przez lubelski szpital tylko czas został stracony – dodaje pani Jolanta. - Rodzice 3 miesiące spali z Nicolą w CZD na podłodze.
Dziewczynka poddana została leczeniu i praktycznie wróciła do zdrowia. Niestety w styczniu 218 roku okazało się, że jest wznowa choroby.
- W CZD rozłożyli ręce, nie mają nic do zaoferowania, proponowali hospicjum – mówi Jolanta Nawrot. - Córka znalazła klinikę w Meksyku. Nicola jest już tam razem z rodzicami, po serii chemioterapii i immunoterapii guz jest mniejszy, ale brakuje pieniędzy na kolejne cykle. W sumie potrzeba 800 tysięcy.
Walkę z chorobą córki opisuje mama Nicoli na stronie siepomaga:
Heroiczna walka o życie Nicoli trwa. Jesteśmy z córką w Monterrey - jedynym miejscu na świecie, gdzie zgodzili się podjąć walkę o życie mojego największego Skarba. Nicola dzielnie walczy, a mi trudno powstrzymać łzy gdy widzę, ile ta maleńka istotka musi znosić… Jednak jest nadzieja - eksperymentalne leczenie działa! Powinniśmy je kontynuować, ale już nie mamy środków... Dlatego jeszcze raz błagam Was o pomoc. Jeśli nie zdążę, zostanie nam tylko powrót do kraju i powolna śmierć w męczarniach…
Lekarze od dnia diagnozy nie dawali Nicoli wielu szans – guz pnia mózgu jest niezwykle śmiertelnym nowotworem. Pierwszy raz do szpitala trafiliśmy niespodziewanie 13 lutego 2017 roku – Nicola zakrztusiła się jedzeniem. Rezonans pokazał w jej główce guza wielkości 5 cm przy głównej tętnicy! Guz pnia mózgu z cechami glejaka... Zagraża życiu, ale ze względu na fatalne umiejscowienie nie kwalifikował się do operacji! Lekarze od samego początku nie karmili mnie złudną nadzieją, nie znieczulali rzeczywistości. Powiedzieli od razu, że guz jest nieoperacyjny, a chemia da Nicoli może 5% szans na przeżycie: „Proszę pani, prawda jest taka, że pani dziecko pożyje jeszcze 6 miesięcy”. Podjęliśmy walkę. I tak moja Mała Wojowniczka nadal żyje i się nie poddaje!
W kraju odmówili pomocy, ale ratunek przyszedł z Meksyku. Klinika w Monterrey zaproponowała eksperymentalne leczenie - to była ostatnia nadzieja! Rozpoczęliśmy zbiórkę na pierwszy etap terapii, chociaż wydawało się to prawie niemożliwe. Ale udało się! Dzięki Waszym ogromnym sercom Nicola dzisiaj żyje, bo leczenie okazało się skuteczne! Jednak musi dalej trwać, a na to już nie mamy pieniędzy...
Maleńki organizm Nicoli walczy ze wszystkich sił. Dzięki temu zdarzył się cud - ta początkowa, eksperymentalna terapia, której celem było sprawdzenie, czy guz zareaguje na leczenie przynosi świetne skutki! Guz się zmniejsza! Nicola po dotychczasowej terapii ma zdecydowanie lepsze samopoczucie: częściej się uśmiecha, wyraźniej mówi i ma mniejszy zez oczu. Widzimy, że to działa, że w końcu to my mamy przewagę nad tym strasznym wrogiem w jej główce! Tylko cały ten trud może pójść na marne, jeśli nie będziemy kontynuować leczenia.
Widząc obecne efekty głęboko wierzymy, że się nam uda, a nasze maleństwo wyzdrowieje... Niestety, nasze życie ponownie wystawione jest na ciężką próbę... Jeśli w krótkim czasie nie uzbieramy pieniędzy na dalsze leczenie, Nicola będzie musiała wrócić do Polski, gdzie czeka na nią tylko hospicjum i powolna śmierć w męczarniach...
Polscy lekarze odmówili dalszego leczenia naszej córki z powodu braku odpowiednich metod i środków. W klinice w Meksyku Nicola obecnie poddawana jest immunoterapii, przed nią chemioterapia, która musi być na tyle zróżnicowane, by guz nie zdążył się na nią uodpornić. Nicola otrzyma kolejne chemie pod warunkiem, że uzbieramy pieniądze, by móc pokryć ich koszt...
Błagam - pomóżcie nam jeszcze raz... Już raz dokonaliście cudu! Mogliśmy zabrać Nicolkę w miejsce, gdzie zgodzili się ją uratować. Nasza córeczka nadal żyje i walczy, dając nam siłę do działania. Do końca życia będę Wam dziękować i modlić się, by to dobro, które nam okazaliście, wróciło do Was z podwójną siłą. Nasza córeczka dostała szansę na leczenie na drugim końcu świata – pomóżcie nam z tej szansy skorzystać. Proszę, nie przechodźcie obojętnie obok naszej historii... 4-letnie dziecko powinno zaczynać swoje życie, a nie kończyć je w hospicjum z powodu braku pieniędzy na dalsze leczenie...
Nie będę mogła dalej żyć ze świadomością, jeśli okaże się, że nie udało nam się jej uratować z takiego powodu... Już teraz nie śpię, bo strach zjada od środka... Śmierć nie odpuszcza, ale i my nie składamy broni. Tym bardziej, że nadal jest nadzieja! Wierzę, że dzięki Wam moja Córeczka wygra ze straszną chorobą i przestanie tak strasznie cierpieć. Że będzie żyć...
Na los dziewczynki nie ą obojętni również mieszkańcy Poniatowej i okolic, skąd pochodzi rodzina. Grupa Bełżyce i Okolice biegają utworzyła licytacje dla Nicoli. Można tam zarówno coś kupić jak i oddać na rzecz dziewczynki.
- Są puszki wystawione, festyny, biegi dla Nicoli organizowane – dodaje Jolanta Nawrot. - Za co jestem bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Rodzice są obydwoje w Meksyku, bo jedna osoba by nie podołała opiece. Nie pracują, muszą mieć pieniądze na zwykłe życie – wynajem mieszkania, jedzenie. Nie jest łatwo prosić innych o pomóc, ale jak świat się wali, to nie ma wyjścia.
Magdalena Gorostiza