Ale Ewa J. ma dorosłego syna, z którym od kilku ładnych lat jest w konflikcie.
- To bolesna dla mnie sprawa – mówi. - Bo rzecz idzie o pieniądze, a przecież jako jedyne dziecko i tak byłby moim spadkobiercą. No ale wyszło jak wyszło.
O konflikcie w gminie wiadomo. Ewa wiele miesięcy temu wystąpiła o wymeldowanie syna, bo już z nią nie mieszka, a ona chce mieć czyste konto. Jej zdaniem, gmina niepotrzebnie przedłuża procedurę, a Ewa ma dość użerania się ze wszystkim.
- W gminie wiedzą o mojej sytuacji, bo dwa razy zakładałam synowi niebieską kartę, raz się wycofałam, kiedy obiecał poprawę, uwierzyłam, jak to matka – wzdycha. - Niestety, agresywne zachowania syna wróciły. Niejednokrotnie składałam na niego doniesienia na policję w Bełżycach, do prokuratury. Wszystko jest umarzane, bo wedle naszych organów ścigania, przemoc psychiczna i groźby to wcale nie przemoc. Zajmą się sprawą pewnie wtedy jak syn mnie pobije albo nożem zadźga.
Ewa ma świadków, jak syn mówił, że i tak ją wykończy. Jak twierdzi – włamał się na jej konta na Facebooka, na komputer, ukradł hasła do banku. I to on z narzeczoną złożyli do gminy donos, jakoby Ewa jest alkoholiczką.
Upokarzania nie ma końca
Z wnioskiem do komisji o skierowanie osoby uzależnionej na leczenie może zwrócić się każda osoba i instytucja, która może udokumentować występowanie rozkładu życia rodzinnego, demoralizację małoletnich, uchylanie się od pracy albo systematyczne zakłócanie spokoju lub porządku publicznego. Wykazując naganne zachowanie osoby uzależnionej, warto powołać się na przeprowadzone interwencje policji, pobyty w izbie wytrzeźwień, dokumentację lekarską, opinie pedagoga szkolnego, opinie psychologa, wyroki w sprawie karnej. Tyle mówi ustawa.
Ale w przypadku Ewy nie zachodzi żadna z powyższych przesłanek.
- Pismo syna do gminy to stek bzdur. Zdjęcia moich leków na nadciśnienie, które mają świadczyć o tym, że jestem lekomanką – mówi. - W takiej komisji powinni siedzieć jacyś światli ludzie, mający o temacie pojęcie. Mówiąc krótko, moja sprawa nadawała się tylko do umorzenia.
Bo małoletnich dzieci brak, Ewa z powodzeniem prowadzi własną firmę, nie zalega z opłatami w gminie, nie korzysta z żadnych zasiłków. Syn zaś jest dorosły i nie musi go utrzymywać, a konflikt rodzinny to jej sprawa prywatna.
Ale w Konopnicy komisja wyrok na Ewę wydała już odgórnie. Już w piśmie do policji pisze bezpardonowo - „ w związku z toczącym się postępowaniem w sprawie skierowania na leczenie odwykowe” komisja chce informacji na temat wezwanej. Czy nie było w jej sprawie jakiś interwencji.
- Dla mnie to jest skandal – mówi Ewa. - Jest RODO, nie można ujawniać danych wrażliwych, nawet gdybym była chora, bo alkoholizm to choroba, nie wolno takich rzeczy pisać. Szczególnie jeszcze przed wyjaśnieniem sprawy.
Informacja, że ma się stawić trzeźwa, też nieźle ubodła. Ale Ewa postanowiła na komisję się stawić.
- Znajoma mówiła, że by ich śmiechem zabiła i napisała pismo, żeby wskazali jej ustawowe przesłanki – tłumaczy. - Ale ja się boję, jestem samotną osobą. Czytałam, że w podobny sposób syn matkę ubezwłasnowolnił i też chodziło o majątek. Skierował na przymusowy odwyk, zrobił z niej wariatkę. Nie wiem, może i mój ma jakieś układy i faktycznie mnie wykończy?
Tak więc poszła na posiedzenie 30 sierpnia. Teraz gorąco żałuje, bo upokorzono ja po raz kolejny. Nikt nie podał przesłanek do wezwania przed komisję, a nastawienie było wrogie, jakby była czemuś winna.
- Tam siedzi jakiś były policjant. Zapytał o mój rozwód i od razu orzekł, że to na pewno z powodu mojego alkoholizmu – opowiada. - Czułam się jak śmieć, musiałam tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem.
Choć po wyjściu z komisji powinna dostać informacje, co dalej, nikt słowa nie powiedział. Przez cały wrzesień nie dostała żadnej odpowiedzi.
Komisja ma prawo
Ewa J. nie czekając na werdykt znalazła biegłego sądowego od alkoholizmu. Zapłaciła za badanie, ma opinię, że nie jest uzależniona, którą złożyła do gminy.
- Piję jak każdy przeciętny człowiek - okazjonalnie - mówi. - Nie będę twierdzić, że jestem abstynentką. Ale nikogo to nie ma prawa obchodzić. Nawet gdybym w domu upijała się do nieprzytomności. To wyłącznie moja sprawa. I nikt nie ma prawa bez powodu mnie obrażać.
Wójt gminy Konopnica Mirosław Żydek, któremu podlega komisja, nie widzi w tej historii większego problemu.
- Komisja dostała zgłoszenie, to musi je rozpatrzeć. - mówi. - A wezwanie w stanie trzeźwym to chyba nic zdrożnego, podobnie jest pismem do policji, trzeba napisać w końcu w jakiej sprawie.
Wójt jest też zdania, że na każdego można złożyć doniesienie i machina rusza.
Inną opinię ma jednak pełnomocnik Ewy J. Uważa, że komisja nadużyła prawa, bo w przypadku jego klientki nie było żadnych przesłanek, by wszczynać postępowanie. Ewa zastanawia się teraz nad pozwaniem gminy o naruszenie jej dóbr osobistych, bo została też pomówiona o chorobę alkoholową w piśmie do policji.
- Ktoś może uznać, że to banalna sprawa – mówi. - Ale jest w błędzie. To co przeżyłam to jakiś koszmar. I wychodzi na to, że można być abstynentem i też stanąć przed podobna komisją. To chyba jakiś absurd.
Dwa dni po naszej wizycie w gminie, 11 października, przyszło umorzenie postępowania. Ewa J. nie czuje jednak żadnej satysfakcji. Poczucie upokorzenia nie przechodzi tak łatwo.
Magdalena Gorostiza
P.S. Imię i pierwsza litera nazwiska zostały zmienione na prośbę bohaterki.