Mieszkają we trójkę, Anna, jej syn Kajetan i babcia.
Była Wielka Sobota. Żurek był ugotowany, Anna zdobiła dom. Babcia Izabela martwiła się tylko tym, że jajka w kościele niepoświęcone.
- Myślałam o tym, żeby wykończyć butlę z gazem i jeszcze poprosić sąsiada, żeby nową dokręcił bo ja się boję tego robić. Wszystko było gotowe do świąt – opowiada Anna. - Chciałam napalić w piecu, bo było tak rześko na dworze, a Kajetan poszedł się kąpać.
Kiedy zobaczyła ogień, najpierw pomyślała o synu, potem o tym, żeby wynieść cokolwiek.
- To jest taki stres, że nie mogłam numeru do straży wbić w telefon – relacjonuje Anna. - Wiem, że długo ich nie było, potem szukali hydrantu. Ja tarzałam się na drodze.
Z domu niewiele dało się uratować. Na szczęście nie wybuchła butla.
- Mama ją wyniosła, a jest po udarze, jakby to było piórko – dodaje Anna. - Tak adrenalina działa na człowieka.
Teraz mają prowizoryczny dach nad głową w strażackiej remizie nieopodal Łuszczowa, gdzie mieszkali. Mają najpotrzebniejsze rzeczy, gdzie spać i co jeść. Chcieliby jednak odbudować dom.
- To jest moje marzenie, wrócić tam jeszcze za życia – wzdycha Izabela Staszczyk. - Niczego nie chcę więcej.
- Ja cały czas jestem w szoku – dodaje Anna. - Najgorszemu wrogowi czegoś takiego nie życzę.
Jeśli możecie pomóc, wpłaćcie na zrzutkę - Pomoc Kajetanowi