Pracuję w firmie, która była moim marzeniem jeszcze w czasach studiów. Dostałam się do działu, w jakim zawsze chciałam pracować i robiłam praktyki studenckie. Lubię swoją pracę, pracuję bardzo dużo, praca jest ciekawa i mam szanse rozwoju. Pewne elementy pracy są rutynowe, a pewne wymagają ode mnie podejmowania decyzji. Mam do pewnego stopnia niezależność działania, co jest właśnie początkiem moich "zmartwień i ograniczeń, a także słabości". Ta niezależność jest dla mnie ważna. Wiem, że mam poczucie wpływu i widzę efekty mojej pracy. Kiedy odnoszę „sukces”, mówię sobie – udało się! I pojawiają się moje emocje, które znajdują ujście w płaczu.
Płaczę ze szczęścia, radości, jak i porażki, rozczarowania czy smutku.
Bardzo mocno przeżywam wszystkie sytuacje zawodowe. Mój szef ocenił mnie jako zbyt emocjonalną i wskazał, że moje stany emocjonalne są barierą w dalszej karierze. Bowiem, profesjonalistka powinna być silna i pozbawiona emocji.
Jestem silna, jestem dobra w tym, co robię, ale jestem też sobą. Jak zmienić to moje ja i czy zmieniać? - napisała internautka do Magdy Stawskiej, naszej specjalistki od HR i Startupwoman.
Co na to fachowiec:
Według badania przeprowadzonego przez Anne Kreamer, autorkę poczytnej książki, „It’s always Personal: Emotions in the workplace” (To zawsze jest osobiste, emocje w pracy), wskazują, że powiedzenie o tym, że nie wypada płakać w pracy, czy skrywać emocje może być nieprawdziwe albo wskazywać na ograniczenie w dostępie do wiedzy. Z badań Anne Kreamer wynika, że 41% respondentek i 9% respondentów płakało w miejscu pracy w okresie ostatnich 12 miesięcy i nie wpłynęło to na ich karierę. Anne obala także mit lat 90tych i początku XXIw., że w pracy liczy się tylko wskaźnik wzrostu z inwestycji jako wielkość organizacji. Sheryl Sandberg, COO Facebooka i jedna z najbardziej wpływowych kobiet biznesu naszych czasów, potwierdziła w jednym z wywiadów, jakie udzieliła dla Mint, że płacz w pracy jest i uważa, że jest to element budowania relacji.
Kolejna osoba, ekspertka w swojej dziedzinie, Peggy Drexler, assistant professor of Psychology at Cornell University, w swoim artykule Do’s and Don’ts at Crying With Coworkers (Za i przeciw płakaniu wśród współpracowników) zgodziła się z Sheryl Sandberg i wskazała, że są sytuacje, kiedy płacz ma wpływ na nasz wizerunek. Takimi sytuacjami są spotkania w dużych grupach, spotkania z klientami, na których nie sam fakt, że płacz pojawia się u drugiej osoby jest kompromitujący tę osobę, ale sytuacja powoduje zmieszanie i dyskomfort. Inną kwestią jest stosowanie płaczu jako elementu manipulacji, co ponoć kobiety czynią – choć sama badań na ten temat nie znalazłam.
Kobiety różnią się od mężczyzn tym, że mają inną budowę i metabolizm. Nasze hormony odgrywają w tym swoją rolę. Prolaktyna jest hormonem, którego poziom bezpośrednio wpływa na kontrolę płaczu.
Ponadto emocje są naturalną częścią bycia człowiekiem.
Osobiście jestem zwolenniczką okazywania emocji i nie mam z tym większego problemu.
Przypominam sobie, że miałam okazję pracować z osobą, którą określano „zimna ryba” z uwagi na to, że nie okazywała uczuć. Zawsze ten sam ton – czy smutek, czy radość, zawsze ta sama mina – czy sukces czy porażka, zawsze perfekcja w prezentacji – czy do niższych rangą pracowników czy najwyższego szczebla zarządzania. Wszystko na najwyższym poziomie, dopracowane do perfekcji. Jednego brakowało tej osobie (nie tylko moim zdaniem) – autentyczności. A ta powoduje, że osoby zaczynają odczuwać, rozróżniać pomiędzy emocjami. To tak, jakby czytać kolory, widzieć je w pełni i okazałości. Słońce jest cudowne, jednak potrafi także porazić nasze oczy. Autentyczność, a więc paleta kolorów, powodują, że zaczynamy odczytywać drugą osobę, odbierać przekazy.
Magda Stawska