Aż w końcu nadchodzi dzień, w którym mówimy „dosyć”, i chcemy coś zmienić. I niby mamy to jako tako przemyślane. Wiemy, co warto, a co powinniśmy zrobić, by wreszcie poczuć ulgę i odzyskać frajdę z życia, ale jakoś nic nie wychodzi. Okazuje się, że wyjście (nawet z niewygodnej) strefy komfortu wcale nie jest takie lekkie, łatwe i przyjemne. I wciąż się w tym wszystkim dusisz, a jednak znów nie wyszło. Czy to możliwe, że podświadomie sabotujesz zmianę? Co takiego robisz, że mimo szczerych chęci nadal tkwisz w punkcie wyjścia? Jest kilka możliwości. Zobaczmy.
Opór może przybierać różne formy. Może być uświadomiony lub nie. Poniższe punkty pokażą Ci, czy za wszelką cenę unikasz zmian na lepsze.
- Unikasz ludzi, którzy mają oczekiwania. Podzieliłeś się z kimś swoją chęcią zmian. Przegadaliście to i otrzymałeś wsparcie. I nagle przestajesz odczuwać chęć spędzania z nim czasu. Odmawiasz spotkań. Nie odbierasz telefonów. Możliwe, że ten ktoś jest nieustannym przypomnieniem tego, że powinieneś robić coś innego, lepszego dla siebie, ale zmiana przychodzi Ci z trudem. Jest jak wyrzut sumienia, który ciągle przypomina Ci o tym, co powinieneś, a czego wciąż nie robisz. Nie od dziś wiadomo, że najczęściej unikamy tego, co jest dla nas niewygodne.
- Usprawiedliwiasz prokrastynację. Ty nie tylko prokrastynujesz. Ty się w to angażujesz całym sobą. Może powtarzasz sobie, że jutro też jest dzień. Możesz w to nawet bardzo wierzyć. Jednak w rzeczywistości wciąż opierasz się zmianie tu i teraz.
- Wmawiasz sobie, że na to nie zasługujesz. To bolesne, ale możliwe, że używasz niskiego poczucia własnej wartości, by nic nie robić z aktualną sytuacją. Nawet jeśli czujesz się chociaż trochę dobrze ze sobą, to nadal jakieś małe rzeczy Cię powstrzymują. Pamiętaj, że zawsze możesz robić malutkie kroczki w stronę zmiany. Nie musisz czuć się bogiem sukcesu, by go osiągnąć. Mimo tego, dla niektórych z nas niska samoocena to sposób na duży opór przed zmianami, których możemy dokonać. I na usprawiedliwienie tego oporu, bo przecież „nie jestem tego wart”.
- Nie pragniesz pozytywnej zmiany. Możliwe, że podświadomie opierasz się, bo blokujesz w sobie prawdziwe pragnienie zmiany. Potrzeba może być zbyt mała. Albo brakuje Ci motywacji. Głębokie pragnienie zmiany napędza ją i ładuje. Jeśli chęć nie zjada Cię od środka, nie trawi i nie wypluwa przeżutego na ulicę, to prawdopodobnie podświadomie wstrzymujesz swój potencjał, bo… chęć jest zbyt mała.
- Czujesz blokadę mentalną. To dość powszechne. Gdy myślisz o tym, co mógłbyś osiągnąć, nagle… nie widzisz nic. Gdy nadchodzi czas, by ruszyć z miejsca – martwiejesz. Blokada umysłowa może być frustrująca, bo trudno ją zrozumieć. Nie możesz też wtedy podjąć żadnych sensownych akcji, więc wracasz do strefy komfortu i znanych Ci zachowań, które są przecież tak bezpieczne.
- Rozpraszasz się. Podążasz w stronę celu i nagle łapiesz się na myśleniu lub robieniu czegoś zupełnie innego. Zaczynasz być zajęty czymkolwiek. Spędzasz czas na głupotach. Robisz wszystko, by tylko unikać pracy nad sobą.
- Przyjmujesz postawę obronną. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że czujesz, iż musisz coś pokonać. Stanąć wręcz do walki. To trudne przyznać się do błędów i zrobić krok ku zmianom. Ale za zmianami idzie też duża odpowiedzialność. Gdy przestaniesz się bronić, doświadczysz prawdziwych korzyści płynących z pozytywnej zmiany.
Pamiętaj, że czasem dostrzeżenie oporu przed zmianą wystarczy, by coś zmienić i wrócić na odpowiednie tory. Spróbuj. Jeśli czujesz, że potrzebujesz jakiejś rewolucji w swoim życiu – niech nic Cię nie powstrzymuje.