Od nowej torebki czy butów zaczynają się sprawy znacznie ważniejsze. Głęboki kontakt z drugim czlowiekiem i niechęć do nic nieznaczących spotkań. Wybór samotnego wieczoru z dobrą książką, a dużą imprezą, na której wymienia się zdawkowe grzeczności i plotki o nie widzianych znajomych. Poczucie przemijania zaczyna sprawiać, że szkoda czasu na rzeczy niewiele znaczące.
Chwile ulotne są jak motyle. Tyle, że ich kolekcjonowanie nie polega na przebijaniu brzuchu szpilką. Fruwaja w pamięci lekkie i kolorowe. Przychodzą na moment przywołane proustowska magdalenką. Pamietam chwilę rozmowy w maleńkim sklepiku w hiszpańkim Mijas z właścicielką i jej koleżanką. Rozmowa toczona była leniwie, o nadchodzącym lecie, o psie, który był w butiku, o wydawaniu pieniędzy na nowe kolekcje. Byłyśmy mniej więcej w tym samym wieku, więc rozumiałyśmy się świetnie. Obok nas ubrania oglądały jakieś turystki, wykluczone z naszego kręgu choćby z powodu braku znajomości języka. Te parę, a może parenaście minut dało mi poczucie wspólnoty z kobietami z drugiego końca Europy.
Wracam z dalekich krajów. Pamietam rozmowy z tamtejszymi ludźmi. Pozornie błahe, a jednak istotne. Przyjazne gesty, słowa, które były ważne. Wschody słońca widziane z tarasu. Szum palm targanych na wietrze, który przypominał gęste krople niewidzialnego deszczu...
Są takie chwile ulotne. Są ludzie, których warto poznać. Kiedy wyrasta się wreszcie z pogoni za modą, z rozpaczy nad każdą zmarszczką, zaczyna się zupełnie inne życie. I o dziwo, o wiele ciekawsze.
Magdalena Gorostiza