Ja osobiście na to się nie godzę. Z tego tytułu robię za czarownicę. Starą i wredną babę, pozbawioną serca dla cudzego "siódmego cudu świata". Nie rozumiejącą, że cudo ma prawo robić wszystko. Bo jest najcudowniejsze na świecie.
Jemy kolację w restauracji. Po sali biega kilkuletnia dziewczynka. Co chwilę słyszę jej tupot za swoim krzesłem. Oprócz tupotu wydaje z siebie różnego natężenia piski. Jej rodzice ze stoickim spokojem jedzą posiłek. Nawet przez głowę im nie przemknie, że zachowują się zwyczajnie po chamsku nie dając innym prawa do wypoczynku. Nie mam już małych dzieci w domu i nie muszę tolerować podobnych atrakcji. Moim córkom nie pozwalałam na podobne ekscesy. Jako, że nie lubię przekraczania moich granic, nie przekraczam też granic innych osób. Tak pojmuję tolerancję.
Piski nie ustają, więc wołam kelnerkę. Mówię, żeby zwróciła rodzicom dziecka uwagę, że ich "cudo" przeszkadza innym. Widzę jak kelnerka idzie do menedżerki sali. Ale niestety nie ma żadnej reakcji. Wychodząc pytam menedżerki, dlaczego nie reaguje na takie sytuacje. Przeprasza, ale mówi, że... ona nie zwróci uwagi rodzicom. Pytam, dlaczego? Milczy. W związku z tym pytam, co zrobi, jeśli jutro zacznę na sali palić papierosy?
Zdaję sobie sprawę, że rozwydrzenie nie jest wrodzoną cechą dzieci. Że straszne bachory są wytworem wyłacznie ich strasznych, niewychowanych rodziców. Ale na wychowanie nigdy nie jest za późno. Dlatego, ja etatowa czarownica, jeśli sytuacja będzie się powtarzać, będę dalej egzekwować swoje prawa. Jeśli wśród obsługi hotelu nie znajdzie się nikt odważny, znowu będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety.
Magdalena Gorostiza