„Nie znam grubych...szczęśliwych kobiet...Zgadzam się że Te właśnie większe są bardziej sympatyczne i ciepłe od przysłowiowych ,,os" jednak...to tylko nasze złudzenie że pomimo tuszy są tak szczęśliwe ?Każda...każda z nich...szaleje z radości kiedy spadnie choć jeden rozmiar....Oczywiście nie znaczy to że koniecznie chcą nosić rozmiar 34...36...itd...Uśmiech..temperament i komunikatywność to nadrabianie bogatym wnętrzem by zwrócić uwagę na siebie, na atrakcyjność osobowością...Jestem jedną z nich i wiem o czym piszę...Dodam tylko że oczywiście -NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ!!! Do rozmiaru 48...można czuć się seksowną i atrakcyjną.Od rozm 50 bierzmy się za siebie i już!!! Szkoda zdrowia i nerwów na trudny dobór garderoby.
Więc jak to naprawdę z nami jest? Jesteśmy puszyste, ale udajemy, że nam z tym dobrze, choć w duchu marzymy o szczupłej sylwetce? Czy można być w świecie, w którym panuje chudość, zadowoloną z siebie XL-ką?
Jak znosić pogardliwe spojrzenia tych chudych, które uważają, że grubym brak silnej woli i samozaparcia. Bo przecież wystarczy tylko przestać jeść…
Bo rzeczywiście, to jedyny warunek, a jednak tak trudno go spełnić! Ile razy obiecywałaś sobie, że zaczniesz od Nowego Roku, od poniedziałku, od jutra, a potem wszystkie postanowienia trafiał szlag?
I tak z jednej strony nie akceptujesz swojej sylwetki, nie możesz patrzeć na swoje zdjęcia, nienawidzisz tych wałków tłuszczu, z drugiej – otwierasz drzwi od lodówki i jesz, jesz, jesz…
Oczywiście jest granica – mieć nadwagę a być otyłą, nie mam na myśli kobiet, które są lekko puszyste. Tu kwestia rozmiaru nie ma większego znaczenia i można czuć się dobrze ze swoją wagą. Co jednak z tymi, które są naprawdę XXL? Czy można czuć się wtedy szczęśliwą?
Zapraszam Was do dyskusji i przypominam dwa wazne teksty na ten temat!
Magdalena Gorostiza
Czytajcie Jestem gruba i…