Do szóstego roku życia praktycznie mieszkałam u babci. Potem też często do nas przyjeżdżała, żeby zająć się mną i bratem. Spędzałam też u niej przez wiele lat wakacje.
I tak naprawdę to Ona uczyła mnie życia i podstawowych zasad. Owdowiała zanim skończyła 30 lat, do śmierci została mężowi wierna, co dziś chyba byłoby już niewyobrażalne. Świetnie gotowała, szyła, nauczyła mnie i tego i cerowania ( do dziś ceruję artystycznie!). Miała też niezłomne zasady oralne, nie chodziła na kompromisy. Uczciwa do bólu, czasami staroświecka i pamiętam jak najadłam się przez nią wstydu, jak mnie szukała na dyskotece.
Ale taka była. Skromna, pracowita. - Nie wstyd chodzić w pocerowanym – zawsze mi powtarzała, - ale w dziurawym i brudnym. Jak chcesz się dobrze umyć, wystarczy miska i szare mydło.
Przezyła wojny, rozstrzelanie ojca, pożar, który pochłonął jej cały majątek. Potem śmierć swojego syna. Nie miała lekkiego życia, a jednak się nie poddawała.
Opowiadała historie z „moralitetem”. Do dziś pamiętam szczególnie tę o pięknej pannie, o którą starało się dwóch kawalerów. Umówili się, że jeden jej kupi buty, a drugi sukienkę. Zobaczą, który zakup będzie bardziej szanować – ofiarodawca zostanie jej mężem. W niedzielę panna wystroiła się w suknie, założyła nowe buty i poszła do kościoła. Po drodze buty się zakurzyły, więc przed wejściem do świątyni usiadła i wytarła je sukienką. I żaden kawaler jej już nie chciał…
Dziś Dzień Babci. Często o nich zapominamy, często zaniedbujemy. Dopiero kiedy odejdą, rozumiemy, kim dla nas były. Kiedy moja Babcia umarła, miałam 38 lat, męża, córki. Ale zrozumiałam, że już na zawsze odeszło razem z nią moje dzieciństwo…
Magdalena Gorostiza