Czemu poszłam na jogę? Z powodu tenisa. Nałogowe granie sprawiło, że moje mięśnie są jak postronki. Napięte i zbyt krótkie. Kiedy przez ostanie dwa miesiące nie mogłam z bólu przekręcić się na łóżku – o dziwo w dzień ból znikał, nie pomagały masaże ani żadne proszki, postanowiłam coś zrobić. Dla siebie, dla umęczonego ciała, które wołała, błagało o ulgę.
O dobrodziejstwach jogi wiele słyszałam. Tylko jak ja to wytrwam – myślałam zawsze. - Przecież umrę tam z nudów.
Pierwsze zajęcia minęły jak z bicza strzelił. Okazało się, że joga to nie bezmyślne wykonywanie ćwiczeń. Angażujesz nie tylko mięśnie ale i mózg, który musi docierać do zapomnianych części ciała, takich, o których nigdy nie myślisz. Bo czy myślisz o swojej miednicy? O sklepieniu stopy, zewnętrznej części uda? A tu nie tylko trzeba pomyśleć, ale wysłać impuls.
Nie ukrywam, że miałam kłopot z wykonaniem ćwiczeń. Rozciągane uda, łydki paliły żywym ogniem. Ale już po pierwszych zajęciach ból kręgosłupa minął i w nocy nie miałam problemów. Zaczynam bardziej czuć swoje ciało, choć nadal jeszcze ćwiczę dość nieporadnie. Ale się nie poddaję. Jutro znowu idę. I wam też polecam – śpię zdecydowanie lepiej, mam lepszy humor i co jakiś czas przypominam sobie o tym, że nie jestem tylko mózgiem.
Magdalena Gorostiza
Czytajcie o zaletach jogi!