Małżonkowie pracują na rożne zmiany, widują się kilka godzin dziennie. Mają kilkuletniego syna, na którym ojciec często wyładowuje swoje frustracje.
Mają jednak marzenie – nowy telewizor. Jadą w weekend razem do sklepu. Najpierw stoją w gigantycznych korkach. W sklepie okazuje się, że najnowszy model – wielki, z półokrągłym ekranem, jest poza ich finansowych zasięgiem. Poziom frustracji rośnie…
Po co im nowy telewizor, skoro stary (aczkolwiek nowej generacji) odbiera i jest zupełnie sprawny? Czy takie życie ma większy sens? Czy jest to zwykła wegetacja?
Dlaczego o tym piszę? Bo przeraził mnie hejt, który spłynął na himalaistów po samotnej śmierci Tomasza Mackiewicza pod Nanga Parbat. Że są egoistyczni, nieodpowiedzialni, że nie wiadomo, po co w ogóle w te góry idą.
Komentatorzy podzieli się na dwie grupy – tych, którzy podziwiają odwagę górskich wspinaczy i tych, którzy wylewali na nich wiadrami pomyje. Znalazłam nawet takie wypowiedzi, że ludzi należy ze sportów ekstremalnych, podobnie jak z uzależnień, leczyć…
I co po wyleczeniu? Wprowadzić do pudełkowych bloków, dać etat za najniższą krajową i marzenia o luksusowych zakupach? Niektórzy dostaną może nawet pracę w korpo, zarobią znacznie więcej, kupią lexusa i roleksa. To według was jest szczyt, który powinniśmy osiągać? To jest udane życie, ziszczone pragnienia, gwarancja zadowolenia na łożu śmierci? Pytam zupełnie serio.
W Himalajach od zawsze ginęli ludzie. Płacili najwyższą cenę za swoją pasję. Jednak te śmierci w dobie „przed internetem” siłą rzeczy nie budziły aż tyle emocji. Historia Tomasz Mackiewicza jest już zupełnie inna. On, można rzec, "umierał na naszych oczach" – w telewizyjnych przekazach, informacjach i komentarzach przesyłanych na Facebooku. I ta jego samotna śmierć, tam daleko w górach, nie poszła wcale na marne. Dla wielu może być początkiem dyskusji o sensie życia. O tym, co warto, a czego nie warto. I wielu osobom ta śmierć może pomóc przewartościować swoje życie. Tomek, spełniłeś swoje marzenie, wszedłeś na ukochaną górę. Ale zrobiłeś też znacznie więcej!
Magdalena Gorostiza