Mam problem z rękoma, cierpię na kontaktowe zapalenie skóry. Boli, piecze, swędzi, nie wolno niczego dotykać. Postanowiłam więc na grupie o wdzięcznej nazwie Uroczy Lublin, zapytać, gdzie można dobrą sałatkę jarzynową kupić.
No i się zaczęło. Wśród normalnych komentarzy ze wskazaniem konkretnych adresów, zaczęły się dowalanki. „Zrób sobie sama!” Plus głupawe emotikony z uśmieszkiem. „Strach jeść kupowane”, „Zrobić nie łaska?”, „Domowa najlepsza”. Wkurzona, zamieściłam zdjęcie dłoni, które nie wyglądają zbyt ładnie. Niewiele pomogło. „Kup rękawiczki i weź się do roboty” - tak wielkim skrócie wyglądały komentarze. Hejtuja głównie kobiety. Inną kobietę.
Nie ważne, dlaczego nie przyrządza sama. Widocznie jej się nie chce. Nieproszone nadsyłają przepisy. Mają mnie za idiotkę, która nie wie, jak się sałatkę jarzynową robi. Dumne, że potrafią, umieją, stoją, kroją, pichcą. A ta, czyli ja, idzie na łatwiznę. Leni się, nie ma o gotowaniu pojęcia, nie chce jej się, siedzi krowa i się zastanawia, jak się wymigać od świątecznych obowiązków. Od facetów też mi się dostało, dobrze, że mój mąż na facebooka nie wchodzi, bo po kilku komentarzach pewnie by się zastanawiał, czy leniwej baby z domu nie pogonić…
Przykre, śmieszne, straszne. Hejty lecą w Wielki Czwartek, Wielki Piątek, czyli dla katolików dni podobno ważne.
Dobro jednak zwycięża i spotkała mnie wielka niespodzianka. Napisała do mnie pani Renata, że robi sałatkę, podrzuci, bo jedzie do Lublina na dworzec po gościa. Przed północą zawitała u mnie przywożąc paczkę wiktuałów.
Same pyszności. Domowy chleb, ciasta, chrzan. W głowie aż się kręci.
Pani Renato, dziękuję raz jeszcze! Życzę Wesołych Świąt. Hejterom również. Może następnym razem się zastanowią, zanim z jadem wyplują komentarz pod jakimś postem.
Bo nawet gdybym chciała kupić sałatkę wyłącznie z lenistwa, to jest to wyłącznie moja sprawa. A dzięki leniwym kobietom zarabiają te, które prowadzą gastronomiczny biznes.
Magdalena Gorostiza