Mam telefon, Facebooka, pocztę, messengera i whatsappa. To do komunikacji zewnętrznej. Jak mi się zechce do kogo odezwać, nawiązać kontakt z innym osobnikiem, który również korzysta z podobnych kanałów komunikacji. Dzwonię za darmo przez wi-fi na drugi koniec świata, żeby zarezerwować w hotelu pokój, ustalić szczegóły transportu z lotniska. Dzwonię do moich dzieci, żeby uspokoić matczyną troskę, że wszystko jest z nimi w porządku.
Koleżanka przesyła link do ciekawego artykułu, czytam, komentujemy go sobie na odległość. Myślimy podobnie więc sporu nie ma, jest za to ulga, że są jeszcze ludzie, z którymi bez hejtu wymieniać można poglądy. Na Facebooka nie zaglądam już zbyt często. Nudzą mnie memy, takie dosłowne i takie bez finezji. Mam za to znajomego, który udostępnia zawsze ciekawe informacje. Dzięki niemu mogłabym praktycznie się obejść bez oglądania telewizji.
Ale bogactwo mojego życia to mój ipad. Mogę w nim pracować bez większych przeszkód. Mam dostęp do aplikacji, która wypożycza książki – kilka tysięcy tytułów, jest z czego wybrać. Wczoraj zamaniło mi się obejrzeć film o Wisłockiej. Za 10 zł dostałam dostęp do Playera. Musiałam wgrać aplikację, zapłacić blikiem, korzystając z innej. Jaka ja jestem mądra i sprytna! Moje palce śmiało śmigają po ekranie tabletu. Wprawne, jak dłoń pianisty, organizują mi moje życie. Mam jeszcze Showmaxa, czasami wchodzę na cda. Jeśli nie wiem, co ciekawego obejrzeć, pytam znajomych z Facebooka. Często zaglądam na YouTube, gdzie szukam ciekawych wykładów. Warunek jest jeden – muzę mieć wi-fi.
Zakupy też robię w internecie. W pobliskim Leclercu, na drugim końcu świata. Ulubioną rakietę to tenisa kupiłam za bezcen w USA, rzadki kolor podkładu Chanel znalazłam na ebayu w Niemczech.
Ubrana w stare spodnie siedzę na ulubionym tarasie. Przede mną hortensje w pełnym rozkwicie, pysznią się swoją zielenią tuje. Jet cudownie, błogo, mój świat jest w zasięgu ręki. Z ogromem swoich możliwości – od ciszy i kontemplowania ogrodu, po surfowanie gdzie tylko mi mię zechce.
Czasami jeszcze wychodzę do żywych ludzi. Bywa, że jet przyjemnie, interesująco. Najczęściej jednak żałuję, że nie mogę po 15 minutach wysłać komunikatu, jak na messengerze – sorry, spadam, bo przypalają mi mi się kartofle...
Magdalena Gorostiza