Mam 56 lat i nie czuję się stara. Mam też poczucie, że w wielu kwestiach poradzę sobie znacznie lepiej niż młoda dziewczyna. Praca oferowana przez lekarza – porządkowanie kartoteki – to byłaby dla mnie bułka z masłem. Ale pan doktor mnie nie zatrudni, bo jestem według niego eksponatem muzealnym…No chyba, że owa kartoteka ma być wyłącznie pretekstem...
Traf chciał, że chwilę później moja przyjaciółka Krysia Szydłowska wysłała mi zaproszenie na warsztaty taneczne. Organizowane przez CSK w Lublinie.
- Spektaklowi „Wesele. Poprawiny”, który odbędzie się 17 września w Centrum Spotkania Kultur towarzyszą działania edukacyjne – warsztaty teatralno-taneczne dla grupy seniorów (osób w wieku powyżej 55. roku życia). - czytam na oficjalnej stronie. Zatkało mnie kompletnie.
Jedna z definicji słowa senior oznacza – najstarszego wiekiem członka rodziny, organizacji lub zespołu, najstarszego stażem pracownika.
Czy wiek 55 plus predestynuje już do takiej nazwy? W dobie, gdy ludzie dożywają lat 80 z hakiem? Czy jako kobieta mam się czuć dobrze, skoro wedle innych jestem już jakąś starą babcią?
Ten opętańczy kult młodości, nietolerancja dla zmarszczek czy innych objawów niedoskonałości, zaczyna przybierać iście kuriozalną formę. Jak widać działa na podświadomość nawet tych ludzi, od których chciałoby się wymagać więcej.
Panie doktorze, państwo z kultury. Uwierzcie, kobiety 55 czy nawet 65 plus nie chcą być traktowane jak mumie egipskie. Wciąż mamy mózgi, które pracują, jesteśmy w większości przypadków wcale nie mniej sprawne fizycznie od młodych dziewczyn. Nie chcemy z nimi konkurować w amorach czy romansach, nie mamy zamiaru startować w konkursach piękności. Ale nie obrażajcie nas bez powodu, traktując jak byśmy już odeszły w zamierzchłą przeszłość. Bo to jest zwyczajnie bardzo przykre.
Magdalena Gorostiza