Pewna moja znajoma obwieściła na facebooku, że nie jest idealna, ale ma to gdzieś, bo sama siebie kocha. Do tego dodała fotkę, tak obrobioną w jakimś programie, że wglądała na niej jak, nie przymierzając, własna córka. Ręka mnie świerzbiła, żeby skomentować, ale palce zawisły nad klawiaturą. Pewnie i tak nie pojmie, o co mi chodzi, skoro takie posty wrzuca.
Każda z nas, im bardziej robi się starsza, tym większe widzi spustoszenia, które sieją upływające lata. Tu zmarszczka, tam wisi, skóra nie taka. Widok to niezbyt miły, ale lepiej nie będzie. Prawdziwa samoakceptacja to pogodzenie się z tym faktem. Zadbanie o siebie, ale takie mądre. Sprawianie sobie przyjemności, co nie oznacza bezsensownych zakupów czy kompulsywnego latania do gabinetów medycyny estetycznej.
Nie, nie jestem wcale przeciwniczka poprawiania urody. Czasami odrobina botoksu odmłodzi o lat dziesięć. Trzeba jednak znać umiar, a przede wszystkim zrozumieć, że mimo wszelakich starań żadna z nas nie będzie już wyglądała jak dwudziestolatka. Czy jest więc sens wrzucania swoich zdjęć, na którychjesteśmy kompletnie do siebie nie podobne? Wyprasowane, sztuczne, wręcz śmieszne, żeby nie napisać, żałosne...
Wiek średni ma jednak swoje zalety, o czym niejednokrotnie pisałam. Można wyluzować z dietą, chodzić w wygodnych ubraniach. Realizować pasje, oddać się przyjemnościom. I dążyć do prawdziwej samoakceptacji, takiej mądrej, dorosłej. Wybaczyć sobie błędy, nie patrzeć wstecz, nie zamartwiać przyszłością. Korzystać z każdego dnia, iść na długi spacer, poczytać dobrą książkę. Sprawić, by każdy dzień przynosił coś miłego. Rozmowę z przyjaciółką, wspólną kolację z mężem.
Skupienie się na wyglądzie, obrabianie zdjęć w fotoszopie, świadczy w naszym wieku jedynie o kompleksach. Może warto się temu przyjrzeć? Dlaczego szukamy siebie w akceptacji innych? Dlaczego nie wystarcza nam pogodne pogodzenie się ze sobą? Dlaczego jak kania dżdżu łakiniemy tych lajów?
Magdalena Gorostiza